Trześcianka to pierwsza wieś Krainy Otwartych Okiennic na którą natyka się turysta śpieszący do Puszczy Białowieskiej. Do 2021 przez środek osady przetaczał się spory ruch osobowy i towarowy w kierunku Hajnówki. Na szczęście podczas budowy trasy rowerowej i remontu drogi wojewódzkiej numer 685 postanowiono odciążyć wieś poprzez "obwodnicę". W ten sposób Trześcianka stała się łatwo dostępnym (30 minut jazdy od Białegostoku) a jednocześnie spokojnym zakątkiem, idealnym na początek zwiedzania Podlasia a zwłaszcza unikalnej Krainy Otwartych Okiennic.
Trześcianka i okolice
Wieś, którą dziś bierzemy na tapetę nie pozostaje przecież w oderwaniu od pozostałych miejscowości w tej okolicy. Pisaliśmy o nich bardzo dużo bo to fascynujący region zamieszkały przez autochtoniczną ludność Podlasia. Wszystko tutaj jest godne uwagi - unikalna gwara, zwyczaje sięgające niekiedy czasów słowiańskich, prawosławie w lokalnym kolorycie, architektura, mentalność, kuchnia, białoruskość... Na blogu przeczytacie o dziejach wsi Soce, Puchły, Ciełuszki, Ryboły, o skicie w Odrynkach, zajrzyjcie też do tekstów Mateusza Styrczuli o podlaskiej gwarze i białoruskim Podlasiu. Kliknijcie na dowolne zdjęcie poniżej aby przejść do linkowanych artykułów.
Dzieje wsi Trześcianka - podstawowe źródło
Nieprzypadkowo odkładałam pisanie tekstu o Trześciance na bliżej nieokreślone "kiedyś". Historia wsi jest dosyć szczegółowo przedstawiona choćby w Wikipedii. Gromadziłam co prawda własne materiały, zapisywałam wspomnienia rodzinne ale wciąż czegoś mi brakowało. I oto kiedy postanowiłam definitywnie domknąć temat Krainy Otwartych Okiennic (na blogu) i rozpoczęłam pogłębiony research w temacie Trześcianki trafiłam na prawdziwą perełkę. Jest to książka Viktora Stachwiuka pt. Siva zozula. Wydana w 2006 roku nie jest znana szerszej publiczności...a to z tej prostej przyczyny, że autor napisał ją w gwarze! Mogłam użyć mojej supermocy (znam bowiem gwarę dość dobrze) i z czystą przyjemnością zgłębiłam się w ten niesamowity tekst.
Siva zozula kuje czyli szara kukułka kuka
Uchwycone przez Stachwiuka obyczaje, pieśni i wspomnienia to prawdziwy skarb. Nie ma już na świecie ludzi znających te wszystkie rusińskie słowa, wierzących w specyficzne gusła czy kiedyś powszechnie powtarzane opowieści. Choćby te o miejscu gdzie zlatywały się na sabat czarownice z całego świata albo co trzeba zrobić aby pozbyć się brodawek lub perelaku (przestrachu) u dziecka ? "Siva Zozula" liczy sobie 100 stron. Na potrzeby bloga przetłumaczyłam tylko jej fragmenty. W drugiej części artykułu, wiosną 2022 roku opiszę zwyczaje weselne, świąteczne czy polowe.
Trześcianka - podziękowania
Bardzo dziękuję autorowi książki Panu Wiktorowi Stachwiukowi za zgodę na moje nieprofesjonalne tłumaczenie tekstu oraz za okazane wsparcie.
Siva Zozula. Fragmenty tekstu Viktora Stachwiuka
w wolnym tłumaczeniu Anny Kraśnickiej
Trześcianka w pradziejach
Nie możemy jednoznacznie stwierdzić, kiedy powstały pierwsze zabudowania na terenie dzisiejszej wsi Trześcianka. W Muzeum Archeologicznym w Białymstoku zgromadzono prahistoryczne znaleziska odkryte w pobliskich uroczyskach. Najstarszy relikt pochodzi z 7 tysiąclecia przed naszą erą. To kamienne narzędzia pozostawione w uroczysku Kalihuwśka, niedaleko rzeki Narew. Myślę, że uroczysko to było wówczas jednym z koryt rzeki, przecież jeszcze w początkach XX wieku płynęła tu ona siedmioma kanałami. Widać to na niemieckich mapach sztabowych z czasów I WŚ. Dziś Narew płynie tylko jednym korytem.
W Dwurszczynie nad niewielką rzeczką – potokiem znaleziono fragmenty ceramiki z początku drugiego tysiąclecia przed Chrystusem. Mają około 3800 lat. To tam istniała praosada. Biorąc pod uwagę, że był to obszar wpływów plemienia Dregowiczów a na tym terytorium znaleziono też ślady kultury zarubinieckiej można założyć, że była to osada wschodniosłowiańska. Kilometr na południe, przy drodze do wsi Soce, przy rzeczce Ruda znaleziono ślady osady z początków naszej ery. W błotach nadnarwiańskich do lat 60. XX wieku znajdywano spore ilości rudy darniowej. Jeszcze w początkach naszej ery w dymarkach nad Rudą ludzie wypalali żelazo. Trzecia osada, także z początków naszej ery rozciągała się po obu stronach rzeczki Małynka (do niedawana Uroczysko Pranie – obok mostu na tej uroczej, rybnej rzeczce).
Wydaje się, że ze względu na rozległe rozlewiska mieszkańcy zaczęli przenosić swoje siedziby na wyżej położone miejsca – takie których nie zalewała woda występująca z brzegów rzek. Tak pojawiły się osady później zwane Dolina, Skoryszewo i Hora. Wieś miała, jak wszystkie osady prasłowiańskie zabudowę nieregularną, chutorową podobną w rozplanowaniu do indiańskiego pola z namiotami. Nie będzie więc wielkim nadużyciem, jeżeli wywnioskujemy, że Trześcianka istnieje od 4 tysięcy lat.
Trześcianka w czasach wielkiej reformy włócznej
Na północny zachód od wsi w latach 1496-1506 istniał dwór bojara putnego (wybudowany na polecenie starosty bielskiego Gasztołda). Dwór pełnił podobne funkcje jak królewskie stacje na gościńcu z Krakowa do Wilna. Prawdopodobnie był obwarowany, gdyż mieszkańcy Trześcianki do dziś nazywają to miejsce Zamkiem lub Górą Zamkową. Wedle lokalnej legendy zamek zapadł się pod ziemię. Nie wiemy, dlaczego „zamek” przestał istnieć, ale należy pamiętać, że w 1506 roku Aleksander Jagiellończyk prowadził wojnę z chanem krymskim Mengli Girejem. Tatarzy pustoszyli ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego – m.in. okolice Wołkowyska. Kto wie? Może jakiś czambuł zapuścił się aż do Trześcianki i spalił ów „zamek”.
W 1537 roku w dobrach Aleksandra Chodkiewicza przeprowadzano pomiar ziem, czyli tzw. reformą włóczną – jej celem było powiększenie zysków z dóbr. W ramach reformy powstały folwarki, ograniczono samowolne obrabianie ziemi (którą wcześniej gospodarze po prostu pozyskiwali karczując las), wprowadzono nowe podatki, czynsze i zobowiązania. W sferze urbanistyki zaszły ogromne zmiany – luźna zabudowa osad typu chutorowego została przeorganizowana – powstały wówczas wsie szeregówki. To właśnie wtedy przebudowano trzy oddzielne chutory-kolonie (Hora, Skoryszewo i Dolina do dziś nazwy są w użyciu!) w jedną ulicówkę na kierunku wschód-zachód o wspólnej nazwie Trześcianka.
Trześcianka - skąd ta nazwa?
I tak zdaje się dotarliśmy do źródeł nazwy wsi Trześcianka. Mianowicie wieś przyjęła nazwę od trzech pierwotnych chutorów, trzech „ścian”. Na początku nazwa zapewne brzmiała Tryścienka, następnie Trościenica, w czasach zaboru rosyjskiego – Trostianica a w II Rzeczpospolitej – Trześcianka. Tak też i obecnie nazywa się oficjalnie, ale mieszkańcy do dzisiaj mówią o swojej wsi Tryścianka. (przyp. autorki tłumaczenia: okoliczne wsie mówią o mieszkańcach Trześcianki - Tryściane – np. „O idut wże Tryściane – o idą już ludzie z Trześcianki).
Parafia i cerkiew
O znaczeniu wsi niech świadczy fakt, że już w 1541 roku istniała tu cerkiew i parafia. Nie wiemy dokładnie, kiedy cerkiew została zbudowana ani też co się z nią stało – czy została rozebrana czy też spłonęła? Mogło to mieć miejsce podczas najazdów szwedzkich, które przyniosły ogromne zniszczenie na całym Podlasiu. Po tym fakcie w każdym razie, mieszkańcy Trześcianki należeli do parafii puchłowskiej, która po 1596 roku była parafią unicką. Należały do niej także wsie Soce, Ciełuszki, Białki, Dawidowicze.
W 1673 r Katarzyna Aleksandra Branicka ufundowała i uposażyła w dwie włóki ziemi drugą cerkiew w Trześciance (unicką). Cerkiew ta spłonęła w 1825 roku. Kolejną świątynię odbudowano dopiero w 1866 roku. W międzyczasie (od 1834 roku po kasatę Unii Brzeskiej w 1839 roku)) mieszkańcy tej części Podlasia powracali do swoich korzeni – do prawosławia. W tym czasie mieszkańcy Sokólszczyzny, okolic Suchowoli czy Dąbrowy wybrali katolicyzm.
Poniżej dwa archiwalne zdjęcia cerkwi w Trześciance.
Historia zaklęta w architekturze wsi
Jeszcze do początków XVII wieku Trześcianka składała się z trzech niejako oddzielnych fragmentów (dawnych chutorów). Z czasem przestrzenie pomiędzy nimi zostały zasiedlone. (…) W wieku XIX wieś powiększała się rozciągając się dalej na wschód i była jednoulicową osadą szeregową, gdzie gospodarstwo rozplanowano po obu stronach „ulicy”. Zabudowa takiego gospodarstwa była jednorzędowa – wszystko pod jednym długim dachem krytym strzechą: chałupa oraz tzw. chliew czyli obora podzielona ściankami na przestrzenie dla krów, świń i owiec. Na końcu siedliska, oddzielnie stała stodoła. Zabudowa gospodarcza jak i dom były budowane z ciosanych bali (dyle), chałupy typu asymetrycznego (powszechne na Podlasiu).
Opisy zdjęć wiejskiej zabudowy są autorskie (nie są częścią książki Siva Zozula). Zapis pochyloną czcionką.




Chałupa i chlew pod jednym dachem
Co raz rzadziej spotykany widok, zdjęcie zrobiłam w Kaniukach. Kiedyś, przed bieżeństwem tak wyglądała zabudowa każdej zagrody w regionie. Zaletą takiej zabudowy byłó dodatkowe ocieplenie domu oraz możliwość przejścia do części gospodarczej od wewnątrz. Zapewne też przenosiły się zapachy.
Typowe rozplanowanie podwórka
Po lewej ciąg gospodarczy (chliew), dalej już oddzielnie spichlerz, na samym końcu siedziby aż za sadem widać stodołę. Z tamtej strony funkcjonowała droga zagumienna, to tam odbywały się roboty polowe: zwózka siana, młócenie, tamtędy wywożono gnój. W ten sposób główna ulica była czysta i schludna. Fotografia z Ciełuszek - 2010 rok.
Szereg bliźniaczych stodół przy drodze zagumiennej
Zdjęcie ze wsi Soce z 2020 roku. W Trześciance stodół czyli "kłuń" jest bardzo mało. Niestety co raz więcej stodół rozpada się - nie są użytkowane, kolebie nimi wiatr, rozpadają się. Dawniej były wypełnione aż pod sufit słomą, sianem i sprzętem gospodarskim.
Chlewek, chliew
Gospodarz który udawał się do "obrządku" najpierw odwiedzał "parnik" gdzie przygotowywano jedzenie dla zwierząt. Po kolei karmiono krowy, konie i na koniec świnki - zwykle umieszczane najdalej od domu z wiadomych przyczyn. Kurniki nierzadko znajdowały się na poddaszu takiego chlewka.
Seminarium w Stawku
W 1887 roku Gubernię Grodzieńską wizytował przedstawiciel Rady Szkolnej przy Synodzie Cerkwi - niejaki Szamiakin. Z jego raportu wynikało, że nauczyciele szkół parafialnych nie są właściwie przygotowani. W czasie rozmów z proboszczem parafii w Puchłach – Florem Sosnowskim powstała idea założenia seminarium w Stawku (uroczysko obok Trześcianki). Szkoła – seminarium została otwarta 21 listopada 1887 roku. Wydzielono na ten cel (z majątku cerkiewnego) 6 dziesięcin ziemi. Do pożaru pobierało w niej nauki około 100 uczniów-studentów – po odbudowie 40 uczniów. W tym samym czasie Trześcianka miała jeszcze jedną szkołę – czteroklasową – w której między innymi uczono sadownictwa, pszczelarstwa a także rzeźbienia w drewnie, wyszywania i tkactwa. W 1914 roku seminarium spłonęło ponownie – nie odrodziło się już nigdy. To co po nim pozostało wykorzystali mieszkańcy podczas odbudowy swoich siedzib - po powrocie z wojny i bieżeństwa zastali bowiem swoją wieś niemal doszczętnie spaloną.
- Czym było bieżeństwo, dlaczego jest kluczowe dla zrozumienia tej części Podlasia? Zajrzyj koniecznie do naszego artykułu - TUTAJ.
- Obejrzyj też film dokumentalny Jerzego Kaliny - TUTAJ.
Można chyba powiedzieć, że dzięki seminarium mieszkańcy Trześcianki, zwykli chłopi - byli jak na czasy przedrewolucyjne ludźmi wyedukowanymi (w porównaniu do innych części Cesarstwa Rosyjskiego). Przejawiło się to między innymi tym, że podczas bieżeństwa, gdzieś w głębi Rosji, byli nauczycielami, pracownikami poczty, telegrafów i kolei. (...)
Powyższa galeria to zapis poszukiwań śladów po seminarium w Stawku. Mój ojciec w 2018 roku pokazał mi resztki alei dębowej, sadu szkolnego, resztki nasypu gdzie podobno kiedyś odbywały się wykłady... Niestety niewiele widać ale to juz przecież ponad 100 lat od kiedy szkoła nie istnieje. (przyp. Anna Kraśnicka)
Po bieżeństwie czyli życie po powrocie z Rosji
Pierwsza Wojna Światowa obeszła się z mieszkańcami Trześcianki bezlitośnie. Wielu z nich zginęło na frontach lub w czasie rosyjskiej wojny domowej. Wieś spalono niemal w całości – pozostał 1% zabudowy – 2 chałupy z zabudową gospodarczą. Po powrocie z tułaczki, w obliczu braku domów, bieżeńcy wykopywali na podwórzach doły - prowizoryczne ziemianki kryte strzechą. Ziemianka taka była w środku wyłożona drewnianymi deskami, podłogę stanowiło ubite gliniane klepisko. Mieszkańcy ogrzewali się glinianym piecem, oświetlali łuczyną lub naftą laną na blaszankę. Do ziemianki schodziło się po drabinie lub uformowanych w glebie stopniach.
Mieszkańcy Trześcianki zaczęli budować domy od razu po powrocie z bieżeństwa jednak dopiero w 1923 roku polski rząd zaczął przyznawać pożyczki na odbudowę. Do tego czasu życie wsi było niemal takie jak życie pierwotnych osadników. Ludzie karczowali pola, które zarosły brzeziną, konstruowali narzędzia gospodarcze, starali się orać i zasiewać pola. Panował głód. Wielu mieszkańców udawało się na tydzień czy dwa do odległych katolickich wsi na zarobek. Kosili, młócili cepami, orali często za kilka pudów ziarna, które przynosili do Trześcianki dziesiątki kilometrów na własnych plecach. Siedemnastu mężczyzn i chłopców wyjechało do Argentyny. Wróciło tylko dwóch…
Druga Wojna Światowa
Niestety nie mniej brutalnie obeszła się z Trześcianką II Wojna Światowa. Podlasie na dwa lata zostało przyłączone do sowieckiej Białorusi co na samym początku, po sanacyjnym głodzie i represjach przyjęto we wsi radośnie. Szybko jednak sowieccy komisarze pokazali prawdziwą twarz władzy ludowej. Choć z uwagi na to, że wkrótce wybuchła wojna niemiecko-sowiecka nie zdążyli pokazać jej w całej krasie… Starszy mieszkaniec Trześcianki, Dymitr Makarewicz opowiadał:
„Kilka tygodni wieś świętowała oswobodzenie od sanacji. Tańczyli, śpiewali, radowali się. Jednak bardzo szybko Sowieci wprowadzili tzw. „diesatników” (lokalny nadzorca) i szarwark (przymusowe roboty). Musieliśmy jeździć do Zabłudowa albo Żedni na budowę lotnisk i dróg. Dmitro jeździł kilka tygodni, woził swoją furą kamienie. Wreszcie powiedział dosyć i został w domu. Diesiatnik Ryhor był zmuszony powiadomić komisarza. Bardzo szybko pojawił się u niego sowiecki żołnierz. Wysłuchał opowieści o tym, że fura jest zepsuta i Dmitro nie będzie wozić kamieni zanim jej nie naprawi. Żołnierz wyjął pistolet, pomachał Ryhorowi przed nosem i powiedział: „Czekaliście na nas, ale nas nie znacie. Jeżeli w ciągu godziny nie naprawisz wozu to na jednym kole pojedziesz do lasu. Zrozumiano?”
Dmitro zrozumiał. Kiedy żelazna pięść zaczęła wymierzać sprawiedliwość rozbrykanej wiejskiej kawalerce – zaczęła też powoli rozumieć cała wieś. Przedwojenna chuliganeria z Trześcianki, z którą nijak nie mogła sobie poradzić sanacyjna policja (bali się przyjeżdżać do wsi) została przez sowietów natychmiast spacyfikowana. Na niepokornych posypały się represje. Tylko w mojej rodzinie (za antystalinowskie i antykołchozowe przyśpiewki śpiewane na weselu u sąsiada) przez krwiożerczego i bezdusznego sowieckiego apartczyka Firagę zginął mój dziadek Michałko i kuzyn Saszka.
Wielu mieszkańców Trześcianki trafiło na fronty II Wojny Światowej. W sumie podczas walk, w łagrach i na przymusowych robotach zginęło ich aż czterdziestu. (…) W 1944 roku wieś została wyzwolona przez Sowietów. Znalazła się tak jak i całe Podlasie po zachodniej stronie linii Curzona. Powojenny terror tzw. podziemia rozlał się po Podlasiu i został skierowany m.in. przeciw podlaskim Białorusinom. Mordy i pożary nie dotknęły jednak Trześcianki, gdyż jej mieszkańcy zorganizowali skuteczną, zbrojną samoobronę. (…)
Trześcianka. Wierzenia słowiańskie
Aby zrozumieć piękno lokalnej kultury, osnowę obrzędów i zwyczajów które na przestrzeni setek lat oplotło wiele historycznych więzów, potrzeba wiedzy wychodzącej daleko poza ramy tego co oczywiste. Trzeba by było sięgnąć do czasów przedchrześcijańskich, okrytego zapomnieniem światopoglądu i życia duchowego naszych przodków. Nie dotrwały do naszych czasów kroniki ani wiarygodne zapisy dotyczące pogańskich wierzeń i rytuałów. Bez tego nie rozumiemy faktycznej istoty żywych zaledwie „wczoraj” obrzędowych pieśni i rytuałów. O starożytnych wierzeniach dowiadujemy się z późniejszych kronik w których mowa jest o walce cerkwi z pogańskimi obrzędami. Pogaństwo, dla nas chrześcijan, jest czymś dalekim i obcym, z czym się zmagano. Dziś jesteśmy przeświadczeni, że pogaństwo to krwawe obrzędy, składanie ofiar bożkom, magia, grzeszne życie bez prawdziwej i uporządkowanej wiary. Dzisiejszy badacz, który próbuje przeniknąć przez materiały pisane i przekazy ustne natknie się na niewiarygodnie skomplikowany splot. W jego jasną osnowę złożoną z chrześcijańskich obrzędów wplecione są niteczki słyszalnego do dziś echa wierzeń pogańskich (…)
Pogaństwo na naszych terenach praktykowano setki lat przed Chrystusem aż do X wieku naszej ery. W bardziej czy mniej zakamuflowanej formie znacznie dłużej. Miało wypracowany przez wieki światopogląd, porządek obrzędowy, panteon bogów i bóstw.
Po chrzcie Rusi i symbolicznej detronizacji boga Peruna (Swaroga) od wierzeń pogańskich szybko odeszli bojarzy, najpóźniej zaś chłopi. Wiele litewskich rodów książęcych pomimo chrztu praktykowało pogaństwo. Najdłużej na Litwie, Żmudzi i Auksztocie. Trudno dziś odtworzyć pogański system wierzeń (…) – jego źródłem są bajki, legendy, obrzędy. Zachowały się też w życiu wsi jako te najściślej związane z przyrodą, porami roku, pracami polowymi i urodzajem. Bez sprzyjających sił przyrody nie było przecież urodzaju a od niego zależał dobrobyt. Wiodło to ludzi wprost do starych, słowiańskich obrzędów uosabiających siły przyrody. (…)
Magia w życiu
Wiara Słowian i związane z nią obrzędy nacechowane były magią. (...) Magia ta była wypadkową głębokiej, dziś niedostępnej wiedzy o istocie człowieka, o jego świadomości i podświadomości oraz energiach i siłach które nim kierują (…). Początkowo była to wiedza tajemna dostępna dla wybrańców. Obłożona ryzykiem i klątwą nie rozpowszechniła się wśród wiernych jedynemu Bogu. Wydaje się, że przekazywana w tajemnicy, z ojca na syna czy z matki na córkę stała się kompletnie niezrozumiała. Dziś jej wciąż istniejącą emanacją są szeptuchy.

Wiele z magicznych obrzędów było (częściej czy rzadziej) znanych i stosowanych w kręgu rodzinnym czy w lokalnej społeczności np. w danej wsi. Nie oznacza to oczywiście, że osoby, które ową magię stosowały rozumiały jej istotę czy paramechanizmy. Śmiem twierdzić, że na naszym słowiańskim terenie poza praktycznymi obrzędami magia została zapomniana i jest już niezrozumiała. Z jednej strony wrosła w życie rolnika, rybaka czy myśliwego (…) z drugiej jest praktycznie wykorzystywana do dziś - w medycynie ludowej, w „zamowach”, klątwach, zabobonach (np. zawiązywanie czerwonej niteczki niemowlakom, spluwanie przez ramię itd.). Z poważniejszych jej przejawów należy wymienić sposoby leczenia, które jeszcze do niedawana (do rozpowszechnienia się oficjalnej medycyny) były codziennością. Można o tym usłyszeć od osób, które choć same nie zaliczały się do wtajemniczonych to brały udział w licznych, wiejskich praktykach magicznych.
Jak wyleczyć różę, suchoty, brodawki?
Ludzie leczyli wszystko – począwszy od przeziębienia, suchot, cugu, przestrachu, liszajów, róży, brodawek, kołtuna i czego byście jeszcze nie wymyślili. Na przykład przestraszone dziecko (albo i dorosłego) obmywano wodą z dodatkiem wody święconej, przy tym odmawiano modlitwę Bohorodice (Zdrowaś Mario). Dziecko stało w wanience, obmywano je płótnem a po wszystkim wodę wylewano na drogę. Po obmyciu dziecko okadzano. Nad głową dziecka wylewano do kubka wosk – z jego kształtu usiłowano odgadnąć czego się przestraszyło. Wosk musiał być zebrany ze świeczek, które paliły się w cerkwi w Wielki Czwartek.

Moja mama w dzieciństwie spadła z konia, przestraszyła się i zachorowała na suchoty. Wtedy babcia narwała pędów sosny, naparem z których pojono chorą, następnie obmywano, okadzano i lano wosk. Mania Romanova przychodziła do obmywania, w tym czasie babcia miała już przygotowaną dzieżę z ciastem chlebowym. Mania robiła z niego kuleczki chlebowe, którymi przecierała twarz i kiedy babcia pytała „co ty robisz?” wrzucała je do pieca i odpowiadała „piekę suchoty”. Na co odpowiadała babcia – „piecz, piecz aby ich nie było”. (…) Choroba przeszła. Po niej zaś podawano dziecku psi łój z miodem i balsamem który to przygotowano w piecu, gdzie się tusił… Specyfik przelewano do dzbanuszka i smarując cieniutko podawano na chlebie.
Gdy miałem 16 lat wysypała mnie tzw. „róża”. Najpierw kark, później lewą rękę od łokcia do nadgarstka. Nie było wyjścia – zaprowadzono mnie do babki Sidorczychi. Ta zapaliła świeczkę, nakryła mi głowę płótnem, poszeptała-pomodliła się, posypała jakimiś chyba ziołami. I o ile pamiętam to wszystko. Po trzech dniach wysypka znikła.
Od cioci Wiery Korniłowej, której teściowa znała trochę tajników medycyny, dowiedziałem się jak wyleczyła swoja córkę Ninę z brodawek.
„…Usłyszałam, że jeżeli w lesie leży kostka (zdechłego zająca, psa czy innego zwierzęcia) to należy nią potrzeć z góry do dołu brodawki i odłożyć kość tak jak leżała. Byłyśmy w lesie, zobaczyłam kość, mówię „daj ci zetrę te brodawki”. Nina myślała, że będę je zdzierać i zaczęła krzyczeć, ile sił w płucach, ale ja na siłę ją przytrzymałam, lekko, ledwie dotykając pocierałam a na koniec odłożyłam kostkę. Brodawki jak nie wiedzieć, kiedy się pojawiły tak nagle zniknęły. Kostka była bardzo stara, omszona.”
(…) Liszajów można się było pozbyć za pomocą obrączki. Niektórzy przed świtem obmywali liszaj rosą z okna przy tym mówiąc „Tfu liszaj, humno miszaj!” (spluwając trzy razy).
Babcia Melania zauważyła u mojej wówczas siedmioletniej mamy, guz na szyi. Akurat wtedy zmarł 75-o letni Jan Pawluczyszyn. Babcia zaprowadziła wnuczkę do nieboszczyka, wzięła jego rękę i palcem zmarłego przycisnęła guz. Narośl znikła. Moja mama ma dziś 83 lata.
Trześcianka. Szeptuchy których już nie ma...
W Trześciance za Sanacji było kilka szeptuch. Zęby „zamawiała” Olka Barańcowa. Hapka Mironowiczowa leczyła wszystko. Na przykład, kiedy bolało gardło pociągała za włosy na ciemieniu. Wiera Daniłowa „zamawiała” wszystkie choroby i cug. Przy tym mówiła następujące zaklęcie: Szedł Chrystus przez las i spotkał Matkę Bożą. Pyta Jezus – dokąd idziesz? Idę chorej (tu imię) odsiać cug i wypuścić go na wiatr”. (…) Chwedorkowa Antonina – „zamawiała różę” moja mama nawet prowadzała do niej lekarza. Mama zobaczyła, że podczas „zamowy” (czyli szeptania modlitwy lub zaklęcia) paliła na fartuszku skręcane w palcach kuleczki z lnianych pakuł.
Były też Olka Chrenowa, Wierka Sidorowska które leczyły „zamowami” wszelkie choroby. Leczyły modlitwą. Warto podkreślić, że obrzędy i modlitwy szeptuch były skuteczne. Dziś oczywiście wnioskujemy, że dzięki ogromnej wierze ludzi obrzędy działały na zasadzie placebo. Jest to jednak wniosek zbyt daleko idący i upraszczający. (…) Nie ma w annałach dzisiejszej cywilizacji instrumentów, które mogłyby empirycznie potwierdzić istnienie tych sił i energii. Nie oznacza to jednak, że ich w przyrodzie nie ma.
Koniec części 1
Pani Anno! Dziękuję za kolejną, piekną opowieść! Bardzo lubię z Panią odkrywać Podlasie!
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
Pani Anno, super się czyta Pani opowieści. A może jest Pani w stanie przybliżyć powstanie i mieszkańców niewielkiej wsi Białki k. Trześcianki.