Szeptuchy na Podlasiu
Podlaskie szeptuchy to temat, który do niedawna rozgrzewał do czerwoności zwłaszcza kręgi światłych i wykształconych białostoczan. Niektórzy z zaciętą miną cedzili przez zęby: zabobon, ciemnota, zacofanie by po kilku głębszych i w węższym gronie szczerze powiedzieć – „mnie też wozili do babki” albo „jak trwoga to i do Orli trzeba jechać”. Jeszcze te kilka lat temu trudno było na Białostocczyźnie znaleźć rodzinę, która by się nie posiłkowała w różnych sprawach wizytami u szeptuch. Najczęstsze przypadłości, na które próżno było szukać remedium u lekarzy (a i domowe obrzędy nic nie pomagały) to: jąkanie, płaczące całymi nocami lub przestraszone dziecko (zrywające się w nocy z krzykiem np. po złym spojrzeniu), niegojące się rany, nocne moczenie oraz najpospolitsze: przewianie (cug) i kurzajki. Z całego kraju na Podlasie zjeżdżali ludzie bez żadnej nadziei – czy zostali uleczeni? Tego nie wiemy – jednak w Orli, u najbardziej znanej podlaskiej znachorki szukają pomocy i dziś (o miasteczku Orla przeczytacie TUTAJ.).
Zdjęcie z koniem. Reportaże z Gródka i okolic. Dorota Sulżyk
Podlasie się zmienia, wsie pustoszeją, znachorek jak na lekarstwo. Odchodzą ludzie, których życie, zwyczaje i przywiązanie do tradycji tkwiło w duchowości XIX wieku. Dziś lokalna inteligencja temat wiary w szeptuchy traktuje z pobłażaniem i raczej w kategorii lokalnej egzotyki czy tzw. magii Podlasia. Zanika gwara i cały kosmos życia naszych dziadków. Nieunikniony proces. Tymczasem w Gródku, w październiku 2019 roku ukazuje się niezwykły zbiór reportaży Doroty Sulżyk. Na 140-u stronach, w 16-u opowieściach z lat 1992 – 2015 zaklęte zostało życie, które niedawno odeszło lub przemija na naszych oczach. Konie z duhą stukające kopytami po wiejskim bruku, gołębiarze, historie o naszych Żydach, piękne, tkane dywany, wspomnienia z nieistniejących wsi – m.in tych zatopionych pod Zalewem Siemianówka. Człowiek czyta i zwyczajnie się wzrusza, jakby znowu słuchał babcinych opowieści… W większości z nich bohaterowie mówią po białorusku (haworką, po naszamu), autorka celowo nie tłumaczy wypowiedzi swoich rozmówców dzięki temu są to teksty niezwykle autentyczne, bardzo zakorzenione w opisywanych miejscach.
Dzięki uprzejmości autorki i partnerki bloga przytaczamy obszerne fragmenty reportażu pt. Szeptuchy. Jeżeli Podlasie Was interesuje to z pewnością chcecie mieć ten zbiorek na własność. Książkę wydało Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Gródeckiej.
Dorota Sulżyk – redaktor naczelna lokalnej gazety „Wiadomości Gródeckie”, artystka – rękodzielniczka realizująca się w swojej autorskiej pracowni „Sunduk”. „Zdjęcie z koniem. Reportaże z Gródka i okolic” to zbiór reportaży, które pierwotnie ukazywały się na łamach „Czasopisu”.

Szeptuchy.
Reportaż Doroty Sulżyk z 1995 roku
Pamiętam, wieźli mnie gdzieś saniami okutanego w kożuchy. Był mróz. „Do babki, do zamowy” – słowa te powtarzały się często w rozmowie taty z babcią. Po trzech godzinach dotarliśmy do samotnie stojącego domku. Drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. Posadzili mnie – małego, trochę przestraszonego na krześle. „Zrywajecca ze snu i płacze” – wytłumaczył znachorce tato. Kobieta stanęła za mną i zaczęła odmawiać modlitwę. Potem dała kromkę chleba podzieloną na 7 części. „Pered snom nychaj skaże „Otcze Nasz”, klaknie na porozi i zjist kawałok chliba”.[1].
Przypomina sobie to spotkanie po dwudziestu latach młody mężczyzna. Spotkanie tak niezwykłe dla kilkuletniego dziecka, że niesposób go nie pamiętać. (…)

Znachar swaich sekretau nie skaże
Uczora nawet cyhany pryjiżdżali, ale to była nidila, to żonka nie pryniała, bo u subotu i nidilu nie prynimaje, molitsa. [2]
Do chatki „babki” Z., chatki na odludziu, doprowadził mnie słowny drogowskaz letników opatrzony komentarzem:
– Nie warto do niej jechać, takich wszędzie pełno, wróżka z przypadku. Świeczkę zapali, pochucha i splunie.
Letnicy – ładny, drewniany domek, dwa duże pieski, obiad pod słonecznym parasolem. Letnicy na pewno z daleka, bo nikt z „tutejszych”, wdzięczny za pomoc, nie skrzywdziłby takimi słowami wiejskiej znachorki.
Wysoko w rogu kuchni, w chatce „na końcu świata” dwie ikony. To przed nimi przycupują chorzy.
Z usiul jeduć. I z wiosok, i z Biłostoku, Z Warszawy i nawet z Orli. I z wsimi chworobami – z rakami (na wierchu), z tarczycami, jąkaniem, urokami… I prosty lude, i i wykształcony, pryjiżdżajut dochtary, pielęgniarki, ale jak ony ny skażut, chto ony, to ja i tak potom dowidajusa. Na każdu chworobu insza molitwa. Treba wiryty, molitwa pomoże, i tak leczu. (…) [3].
Mapa znachorstwa na Białostocczyźnie. Szeptuchy
(…) Mapa znachorstwa na Białostocczyźnie, gdyby takowa była, miałaby swoje centrum między Bielskiem, Siemiatyczami i Hajnówką. Walę z Orli wymieniają na pierwszym miejscu wszyscy zapytani o wiejskie „lekarichy”. Dopiero potem, jak na przykład pewna babcia z Ryboł – swoją bratową, która leczy w Rybołach popiołem, „szeptuchę” z Wojszek, Miniewicz, dodając, że kiedyś ludzie do tych dwóch jeździli, ale czy one jeszcze żyją, to nie wiadomo. wniosek z tego, że coraz rzadziej korzysta się z usług drugorzędnych znachorek. Nie słyszy się o sławach znachorskich z północnej części Białostocczyzny. Wydaje się, że nie tylko jest, ale i było tu „babek – znachorek” mniej niż na południu. Babcia Nina z Trzciannego (gm. Szudziałowo) nie przypomina sobie żadnej, pamięta za to, że wszyscy przed wojną jeździli do felczera do Klina. Pan Mikołaj Adamik z Gródka (dawniej mieszkaniec Ozieran k. Krynek) pamięta tylko „Klima”, który zamawiał brodawki. Gdzie szukać tej przyczyny? – U nas – (gmina Krynki, Sokółka) „bolsz świetłyja ludzi byli i jość” – tak żartobliwie odpowiedział pewien mężczyzna. [4]
Znachorka znachorce nierówna. Szeptuchy
(…) Jedne znachorki mają większą moc, inne mniejszą. to wynika z wielu opowieści. Jeżeli nie pomoże zamawianie znachorki N., należy odwiedzić znachorkę W., znachora M. itd. Babcia Luba z Mieleszek, 95-letnia staruszka przypomina sobie „staryka” spod Pieniek. Przywieziono ją do domu, bo w szpitalu nie mogli jej pomóc. Woził ją mąż do różnych „babek”, bez skutku. Trafili wreszcie do staryka Roszko.
-U jaho była wialikaja ikona, łampadka hareła [5] – odtwarza babcia Luba tamten przedwojenny dzień. – Pałażyu jon ruki na maju haławu i stajau z tyłu. Szto jon rabiu, nie wiedaju, ale da kuchni ja uże na własnych siłach pryszła. Skazau mnie tak sama, szto wiek moj budzie douhi. I spełniły się słowa „proroka” spod Pieniek. [6]
Jeszcze dziś często słyszy się, [tekst z 1995 roku] że „co wioska, to i babka”, od lat powtarza się to stwierdzenie, które jednak nie do końca nosi w sobie prawdę. Wiele sław znachorskich odeszło, nie pozostawiając po sobie następcy. Dla młodych (…), to chyba jednak niezbyt atrakcyjne zajęcie. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było naprawdę w czym wybierać. Babcia Kuźmiczowa z Gródka woziła kiedyś swego małego syna, który ciągle płakał i nie chciał spać aż za Michałowo, ponieważ poradzono jej, że tam przyjmuje specjalistka od dzieci. I rzeczywiście szeptucha powiedziała, od czego to dziwne zachowanie dziecka. Modliła się, zapaliła świeczkę gromniczną i „coś jeszcze” robiła z grzebieniem. Pomogło. A przecież w Gródku i okolicznych wioskach było kilka znachorek, tu byli nawet specjaliści – nikt tak jak babcia Poleszczukowa nie umiał wyjmować językiem z oka „aściej” z kłosów, czy tak jak Chrzanowski nastawiać zwichniętych rąk i nóg. Co do znachorek, to nie były sławy takie jak „staryk” Roszko, Olga Karwiel czy Wala z Orli. Specjalizowały się w kilku chorobach – adkidali uroki, pjakli rożu, siejali pierapałochi i kaczali wiecier. [7]. To cztery najbardziej znane umiejętności wiejskich babek. I o takich najczęściej się dziś słyszy. Ponoć mogły pomagać tylko te kobiety, które urodziły się jako pierwsze lub ostatnie dziecko w rodzinie. (…)

W ubiegłym stuleciu [XIX wiek] lekarze na wsiach byli rzadkością. A więc i instytucja „babek-znachorek” była bardzo szanowana i autorytatywna. Już w II poł. XIX w. mówiono, że wystarczy zapewnić wszystkim dostęp do aptek i lekarzy – medyków, aby zawód znachorki okazał się zbędny. A tu u schyłku XX wieku…na białostockiej wsi…Ikona, zapalona łampadka czy też gromniczna świeczka. Cisza. Modlitwa, kawałek chleba święconego, trochę święconej wody, zboża. Wyrzucenie popiołu, zboża na rozstajnych drogach. Zdarzenie przesiąknięte tajemnicą. Strach chorego przed modlitwą staruszka czy też staruszki kładnącej ręce na głowie, strach przed niewiadomym. Jak to możliwe? Czy to możliwe? Możliwe – opowiadają ci, których znachorska pomoc uzdrowiła.

Siedem szpilek wiedźmy. Szeptuchy podlaskie – przesądy
To prawdziwa historia. W okolicach Mielnika pewnej dziewczynie na płocie wieszano szmaty. I ciężko zachorowała. Pojechała do „babki” i ta jej powiedziała, że ktoś rzuca na nią uroki. Przestrzegła chorą, aby nie pożyczała nikomu przedmiotów codziennego użytku. I rzeczywiście jakaś kobieta przychodziła do niej i często pożyczała cukier, patelnię… Ta dziewczyna nie wierzyła w uroki. Śmiała się z nich, do momentu, aż sama doświadczyła ich „mocy”.
Młoda kobieta z tych samych stron, która opowiedziała mi o powyższy, zdarzeniu, przypomina, że jej babcia często przestrzegała ją, aby nigdy nie rozwijać leżącego na ulicy czy na podwórku „zawiniątka”, bo ktoś na pewno włożył w nie coś złego, swoje nieszczęście, aby mógł je zabrać człowiek. Nie wolno też zdejmować szmat powieszonych przez kogoś obcego na płot, bo ten ktoś, czyniąc tak, miał złe zamiary. W okolicach Bielska „na nieszczęście” wkładają w złożone drewno do palenia w piecu szmatkę, albo zgniłe jajko. (…)

Od dawien dawna rzucano uroki i ludzie, którzy się z nimi zetknęli, najczęściej doszukują się przyczyny w „złych” oczach. – Pewnego razu jechał orszak weselny. Babki, jak to one, biegły popatrzeć na nowożeńców. Jedna z nich nagle powiedziała: „Czaho hladzicie, nahladziciesia jaszcze”. [8] I nagle konie zatrzymały się i wyprzęgły z duh. Dziadek Osip z Sokółki, który opowiadał mi tę historię, tak ją na koniec skwitował: – O, widzicie, szto takoje w waczach jest szkodne u ludziej. [9]

Zdjąć urok. Szeptuchy
Ot, bywa, że przyjdzie człowiek do domu, usiądzie, bez ochoty do życia. Znaczy, że ktoś rzucił na niego urok – tak twierdzi babcia Kużmiczowa z Gródka. Gródeckie znachorki w takim przypadku żegnały się, brały sól do ręki i trzy razy nad głową chorego zataczały koła, potem sól wyrzucały do pieca. Tę czynność obowiązkowo należało powtórzyć później jeszcze dwa razy przez kolejne dni. Przemywały też oczy święconą wodą, dawały też święconą wodę do wypicia – w zagłębieniu zewnętrznej strony dna butelki (trochę trudno wyobrazić sobie tę ceremonię). Ale chyba nikt tak często nie ulegał urokom, jak dzieci i zwierzęta gospodarskie. Małym dzieciom do dziś przywiązuje się do rączek czerwone wstążeczki, dawniej nawet uderzało się lekko „pałonikam” [10] w główkę, aby nie bały się uroków.

Bezbronne zwierzęta. Szeptuchy
A ileż nasi gospodarze znają opowieści o urokach rzucanych na zwierzęta. Uprzywilejowanymi bohaterami są niewątpliwie konie i krowy. To dlatego konie tak często mają czerwoną wstążkę przy grzywie. Od wieków na Białorusi wierzono, że wiedźmy zabierają krowom mleko, a szczególnie sprzyjająca temu jest Noc Kupalna. Dziwił się kiedyś pewien baciuszka, będąc dzieckiem, dlaczego w Paschalną Noc „świaszczennika” (duchownego) okrążają aż dwa koła chłopców, dziwił się tym bardziej starszym babkom, które starały się przez nie przedrzeć i dotknąć do „ryzy” (szata księdza). Wytłumaczono mu potem, że jeśli uda się to starej babce, będzie mogła „na Jana” zabrać krowie mleko. Pamięta też sąsiadkę, którą złapano, gdy w Kupalną Noc szła do ich chlewa.
Chadziła karowa pa łoncy. Dobra była, ponad 20 litrau małaka dawała – opowiada dziadek Osip z Sokółki – a iszła baba z wioski, sztoś pamamratała. I jaszcze nia dajszła da Sakołki, jak karowa adureła, paczała krucicca, skakać. U chaci nie dała małaka. I treba było pradać karowu. [11]
Złe oczy zabijają kury, zabierają zdrowie świniom i krowom. A to wszystko z zazdrości. „Zazdrość ma wielką moc” – tak po ludowemu tłumaczy się magię uroków.
Młode niedowiarki. Szeptuchy
Nie wierzą w zabobony szczególnie młodzi ludzie, dopóki na przykład nie wyleczą liszajów poranną rosą, albo nie pozbędą się brodawek w bardzo tajemniczy sposób. Opowiadała mi pewna dziewczyna o tym, jak dzięki swojej babci z Bobrownik pozbyła się kurzajek. Do tej magicznej czynności potrzebne są dwie osoby. Ta z kurzjkami liczy je i mówi drugiej, ile ich jest. Od tej pory nie może nic mówić. Druga osoba zawiązuje taką właśnie liczbę węzełków na lnianej nitce i pociera nią brodawki, potem zakopuje ją pod rynną albo pod okapem. Jak zgnije sznureczek, znikną brodawki. I znikają! (…)
Brzmią te wszystkie historie jak baśnie opowiedziane przez stare babcie – naszych wiejskich Homerów. Trudno dziś uwierzyć, że zajmowały one naszym przodkom duży obszar ich co dziennego życia. Czasem, może z konieczności, decydowały o zdrowiu, szczęściu, a nawet o życiu i śmierci.
Kobiety (a i mężczyźni też), które potrafią rzucać uroki trudno dziś nazwać wiedźmami (wiedźmarami). Ich cała moc zamyka się w „złych” oczach, „złych” słowach, umiejętnie wetkniętym zgniłym jajku, szmacie powieszonej na płocie. Nie ma już dziś wiedźmiarskich sław. Prawdziwe wiedźmy wiedziały, że istnieje na świecie 70 złych wiatrów, wiedziały, jaki wpływ na zdrowie człowieka ma wyrzucenie za płot o wschodzie i zachodzie słońca siedmiu szpilek, wiedziały, jakie obwarzanki o osobliwych kształtach powiesić w polu na samotnych drzewach. Mogły przepowiedzieć śmierć lub wyzdrowienie według wskazówek danych przez liście barwinka…
Szeptuchy na Podlasiu. Wolnego tłumaczenia niektórych fragmentów w gwarze podjęła się autorka bloga.
1. Zrywa się ze snu i płacze (…) Przed snem niech odmówi Ojcze Nasz, klęknie na progu i zje kawałek chleba
2. Wczoraj nawet Cyganie przyjeżdżali, ale to była niedziela więc żona nie przyjęła bo w sobotę i niedzielę nie przyjmuje – modli się
3. Zewsząd jadą. I z wiosek, i z Białegostoku. Z Warszawy i nawet z Orli. Ze wszystkimi chorobami – z rakiem (widocznym), z tarczycami, jąkaniem, klątwami…I prości ludzie, i wykształceni, przyjeżdżają doktorzy, pielęgniarki, ale nawet jak oni nie powiedzą kim są to ja i tak się później dowiem. Na każdą chorobę inna modlitwa. Trzweba wierzyć, modlitwa pomoże, i tak leczę
4. U nas zawsze byli bardziej światli ludzie. I są
5. Była u niego wielka ikona, przed nią paliła się lampka
6. Położył on ręce na mojej głowie i stał z tyłu. Co on robił nie wiem ale do kuchni to ja już przyszłam o własnych siłach. Powiedział mi też, że będę długo żyła
7. Bardzo swobodne tłumaczenie: zrzucanie uroku/klątwy, spalanie róży, odsiewanie strachu, odczynianie przeciągu
8. Czego się gapicie, jeszcze się napatrzycie
9. O widzicie jaka jest w ludzkich oczach szkodliwa moc
10. Chochlą
11. Chodziła sobie po łące krowa. Dobra była, ponad 20 litrów mleka dawała – a szła baba ze wsi, coś zaszeptała. Jeszcze nie doszła do Sokółki a krowa oszalała, zaczęła się kręcić, skakać. W domu nie dała mleka. I trzeba było krowę sprzedać.
Partnerzy bloga są niezawodni – podziękowania
- Serdecznie dziękuję Dorocie Sulżyk za możliwość wykorzystania jej reportażu na tym blogu. Temat wyczekiwany od lat a jednak bardzo trudny. Gdyby nie Ty Dorotko, czytelnicy Białystok Subiektywnie nie mieliby szans na tak wspaniały, organiczny wręcz tekst o Podlasiu!

- Dziękuję Jerzemu Rajeckiemu za udostępnienie zdjęcia prawdziwej, podlaskiej „szeptuchy”. Jurek Rajecki – to osoba prowadząca bodaj najpopularniejszy profil fotograficzny o Podlasiu – Klimaty Podlasia – odwiedźcie koniecznie jeżeli tęsknicie za naturalnym pięknem i autentyzmem ludzi z naszych stron.
- Pięknie dziękuję Tadeuszowi Doroszko, który od dawna podsyłał mi zdjęcia kurek, owiec i koników – wreszcie się przydały! Tadeusz partner bloga, mieszkaniec Ciełuszek, na swojej stronie pokazuje cudowne podlaskie pejzaże – zajrzyjcie koniecznie – TUTAJ.
Wróżbici czy czarownicy próbują wmówić innym, że ich wiedza nie jest pochodzenia magicznego czy demonicznego a pochodzi od Boga. Jest to całkowite kłamstwo, które demaskuje prorok Jeremiasz:
„Bo to mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Nie dajcie się wprowadzić w błąd przez waszych proroków, którzy są wśród was, i przez waszych wróżbitów; nie zwracajcie uwagi na wasze sny, jakie śnicie. Oni bowiem prorokują wam kłamstwo w moje imię. Nie posłałem ich – wyrocznia Pana. ”
Księga Jeremiasza 29:8-9
Dzień dobry:) spędzamy urlop w okolicy Supraśla, chcielibyśmy przy okazji zwiedzić Białystok i w związku z tym mam pytanie, czy w najbliższa środę ma Pani wolną chwile, aby nas oprowadzić? Ile kosztuje ta usługa? Pozdrawiam.
Moja znajoma zapłaciła szeptunce zeby ta jej doradziła czemu jej mąż nie chce z nią rozmawiać. Ta jej powiedziała że ma inną. Zaczęły się awantury, mąż ją zostawił w końcu nie dlatego, ze ja zdradzal tylko ze nie mogl zniesc ciaglych awantur, oskarzen i kobiety ktora woli uwierzyc jakiejs obcej babie. Ciemnota i zabobon.
Arko, zgoda. Ciemnota i zabobon, że się traktuje szeptuchę z Podlasia jak wieszczkę z Delf. I z całym szacunkiem trudno jest dać wiarę opowieści, że szeptucha odegrała rolę wróżki.
Witam, szukam pomocy, czy znacie szeptuche z która mogłabym się skontaktować ? Bardzo proszę o pomoc
i co znalazlas , bo tez bym chciala
Dzień Dobry, ja tez szukam kontaktu do szeptuchy. Proszę o pomoc. Pozdrawiam
Tez chetnie sie dowiem gdzie znalesc szeptuche.
Mój znajomy będąc dzieckiem podsłuchał modlitwę szeptuchy, bo ta w starszym wieku już głośniej szeptała: „diable oddaje duszę tego dziecka za uzdrowienie jego choroby”. Są ludzie uzdrowieni ale w zamian już spokojnie nie śpią lub wcześnie umierają.