Ryboły – wieś leżąca na drodze krajowej nr 19 – między Zabłudowem a Bielskiem Podlaskim. W naszych czasach owa miejscowość o bogatej historii, jest znana głównie z tego, że gospodarze wystawiają mini-kramy przed ogrodzenia domów. Można się zatrzymać, kupić coś co uprawiają mieszkańcy: ogórki, pomidory czasem jaja a już na pewno piękne warkocze cebuli i dynie. Przez wiele lat proboszczem rybołowskiej parafii był ks. Grzegorz Sosna – nie tylko kapłan ale i historyk – zasłużony i nagradzany na polu badań dziejów Cerkwi prawosławnej na Podlasiu. Batiuszka Sosna zmarł w wigilię Bożego Narodzenia 2015 roku (6 stycznia 2016 wg. nowego stylu). Wraz z nowym proboszczem, Parafia Świętych Kosmy i Damiana w Rybołach, weszła w kolejny rozdział swojej kilkusetletniej historii. Jednak zanim nowy proboszcz rozpoczął urzędowanie, zupełnie przypadkowo powróciła pamięć księdza, który pełnił posługę w Rybołach jeszcze przed II Wojną Światową.

Odkrycie
W czerwcu 2016 roku, podczas porządkowania i remontu budynku plebanii w Rybołach robotnicy natknęli się na niezwykły „skarb”. Ukryte pod podłogą, w zwyczajnej, drewnianej skrzynce na warzywa przeleżały kilkadziesiąt lat – szkiełka z negatywami zdjęć. Całe szczęście pracownicy podeszli do tematu bardzo odpowiedzialnie! Nie wyrzucili ich na śmietnik historii, zdjęcia nie podzieliły losu neonu z Domusa. Okoliczni mieszkańcy przez lata działalności księdza Sosny nauczyli się co należy robić z reliktami przeszłości. Trzeba je odnieść do muzeum regionalnego, które od lat funkcjonuje w Rybołach i gromadzone są tam nawet najdrobniejsze pamiątki materialne życia wsi. Zdjęcia natomiast zbiera Marek Korniluk z Wojszek. On będzie wiedział co z tym dalej począć…
Marek z Wojszek
Marek Korniluk od kilku lat i z wielką pasją gromadzi fotografie i dokumenty dotyczące naszego regionu. Obszarem jego zainteresowań są prawosławne wsie byłego województwa białostockiego. Marek dotarł do zupełnie unikalnych dokumentów, akt i spisów ludności. Drzewa genealogiczne potrafi bez trudu doprowadzić do XVIII wieku, od 6 lat zajmuje się genealogią i jest jednym z założycieli Podlaskiego Towarzystwa Genealogicznego. Prowadzi popularne profile na Facebooku – Wojszki i Studziwody. Regularnie organizuje spotkania w świetlicach i domach kultury – ludzie są zachwyceni, chętnie wracają do dawnych lat, wspominają młodość, sąsiadów, dziadków oraz tych którzy dawno odeszli. Mieszkańcy okolicznych wsi wiedzą w czyje ręce przekazać zdjęcia odnalezione pod podłogą plebanii.
Śledztwo na Facebooku
W lipcu 2016 roku Marek Korniluk upublicznia kilka zdjęć z drewnianej skrzynki. Wraz z innymi użytkownikami Facebooka usiłuje rozwikłać zagadkę ukrytych negatywów. Kto zrobił zdjęcia, dlaczego zostały schowane i w końcu…kogo przedstawiają? Choć początkowo wydaje się, że trudno będzie ustalić historię negatywów, okazuje się, że wręcz przeciwnie … ludzie pamiętają a jedna z głównych postaci ze zdjęć jeszcze żyje i mieszka w Białymstoku. We wrześniu 2016 roku wraz z Markiem odwiedzam naszą bohaterkę w jej mieszaniu na jednym z białostockich osiedli. Ze skrawków opowieści odtwarzamy historię rodziny Krukowskich sprzed 85 lat. Nina Wołosowicz – z domu Krukowska przechowuje piękne wspomnienia i unikatową kolekcję zdjęć.
Niespokojne czasy
Ojciec Mikołaj Krukowski rozpoczął swoją posługę w Rybołach w 1928 roku, przyjechał tu z Grodzieńszczyzny z małej wsi Kopciówka. Młody duchowny zapewne nie przypuszczał, że wraz z żoną Ludmiłą i dwoma synami Wiktorem i Mikołajem spędzą tutaj aż 24 lata. W międzyczasie, w 1931 roku na świat przyszło trzecie dziecko, wyczekiwana córeczka Nina. Dziewczynka, co widzimy na zdjęciach, stała się oczkiem w głowie całej rodziny. Trudne to były czasy dla batiuszki Krukowskiego. W jego parafii żywiołowo działali wyznawcy Eliasza Klimowicza. „Ilińcy” bo tak nazywano sektę, niejednokrotnie zakłócali nabożeństwa, co skwapliwie odnotowywał o. Mikołaj. Po latach, to między innymi dzięki jego notatkom uda się odtworzyć historię Wierszalina. Nie brakowało w parafii o.Krukowskiego ludzkich tragedii. W 1936 roku pożar strawił ogromną część zabudowy i 60 stodół w Rybołach, wraz z wybuchem wojny zaczynają się wywózki. Dramatyczne wydarzenia związane z przesuwaniem się linii frontu i zmianą okupantów pozostaną w pamięci małej dziewczynki a częściowo utrwali je na zdjęciach Wiktor Krukowski.

Zdjęcie powyżej jest jednym z najstarszych w przepastnym albumie pani Niny. Bracia jeszcze bardzo dziecinni a pozostałe osoby to goście z Kopciówki, przyjechali na chrzciny do swojego byłego proboszcza. Po lewej stronie biały piesek. Zwierzęta w rodzinie Krukowskich są bardzo ważne. Koty, psy, konie nawet bociany, które wypadły z gniazda. Pani Nina doskonale pamięta ich imiona, z resztą na każdym zdjęciu jest adekwatna notatka jak choćby ta: „Leży obok balei. Pirat, pies przybłęda z lat 38-45, obok Mikołaja kot Kałmuk, przedtem białostocki kot 41-42”. Pytam panią Ninę czy mieli kury – śmieje się: „pewnie, oczywiście!”. A dlaczego kot białostocki? „W czasie wojny było bardzo dużo bezdomnych zwierząt…”


Nina Krukowska bardzo dobrze wspomina swoje wczesne dzieciństwo. Bracia uczyli się, byli przygotowywani na studia, starszy brat Wiktor jeszcze przed wojną ukończył seminarium duchowne. Jego pasją był fotografia…to właśnie on jest autorem większości zdjęć. Mama nie pracowała – zajmowała się dziećmi i gospodarstwem, mieli pomoc domową. W czasie wojny w 1940 roku o.Mikołaj Krukowski wraz z rodziną został wyrzucony z domu parafialnego. W budynku powstał „sielsowiet” czyli najniższy organ sowieckiej władzy. Zarekwirowano nie tylko budynki ale i grunta cerkiewne – zaczęto tworzyć kołchoz. Po wkroczeniu Niemców w 1941 roku na plebanii zainstalowała się żandarmeria niemiecka. Ludzi wywożono na roboty w głąb Niemiec a pod koniec wojny do kopania rowów przeciwczołgowych. Pani Nina dobrze pamięta jak wraz z rodziną uciekali w pole, chowając się przed nadciągającym frontem. Dom w którym mieszkała rodzina podczas wojny – dziś już nie istnieje, na zdjeciach jest opisywany jako „mały dom”. Obok niego, w sadzie pod rozłożystą jabłonią, spożywano posiłki i nastawiano samowar „od ciepłej wiosny do wczesnej jesieni” do 1947 roku.
Ryboły – tajemniczy goście
Jedno ze zdjęć odnalezionych w 2016 roku pod podłogą plebanii wprowadza w błąd Marka Korniluka i innych zainteresowanych. Oto pod jabłonią w sadzie rozłożyli się dwaj przedstawiciele „bratniej” armii sowieckiej. Studiują mapę, mają kałamarz i pióro. Prosty wniosek: zdjęcie jest z czasów okupacji sowieckiej. Tylko dlaczego na innych fotografiach Nina jest nastolatką – w 1940 roku miała zaledwie 9 lat. Coś tu nie pasuje. Zagadkę rozwikłała sama zainteresowana…Zdjęcie jest z 1946 roku i przedstawia sowieckich agitatorów. Zapomniany epizod z naszej lokalnej historii…Jednak niektórzy dobrze pamiętają. Jeździli tacy po wsiach, namawiali do wyjazdu na Białoruś. Agitacja nie odniosła spektakularnych sukcesów, ludzie wiedzieli co ich czeka u Sowieta. Żyli jeszcze świadkowie Rewolucji Październikowej i wojny domowej w Rosji. Tak się złożyło, że niemal wszyscy prawosławni mieszkańcy Podlasia w latach 1915-19-20-21 byli na bieżeństwie w głębi Rosji. Widzieli na własne oczy co wyprawiali czerwoni – niełatwo ich było w 1946 roku otumanić propagandą. Niemniej, znaleźli się i tacy którzy przerażeni mordem na Furmanach czy spaleniem Potoki – wyjechali…Nina Wołosowicz pokazuje mi na zdjeciach konia, którego ukradli ludzie z lasu. Czy tylko konia? Nie…brat nie miał nawet spodni po grabieży domu. Nie pytam o więcej…

Dalsze losy…
Ojciec Mikołaj Krukowski był proboszczem w Rybołach do 1952 roku, do końca życia sprawował posługę w parafii Narodzenia NMP w Bielsku Podlaskim. Wiktor Krukowski związał niemal całe swoje życie z parafią i chórem św. Proroka Eliasza w Dojlidach. Zmarł w 2000 roku w wieku 80 lat. Młodszy brat pani Niny – Mikołaj Krukowski mieszkał i uczył na Mazurach, zmarł niedawno. Profesor Nina Wołosowicz z domu Krukowska – po wojnie zdała egzamin maturalny, pomimo tego, że władze komunistyczne utrudniały jej karierę w 1956 skończyła biochemię na Uniwersytecie Warszawskim. Wróciła na Podlasie gdzie na Akademii Medycznej prowadziła badania naukowe w dziedzinie hematologii. Jest autorką 110-u publikacji, promotorką 6-u prac doktorskich i habilitacji. Wielokrotnie nagradzana przez Ministerstwo Zdrowia.
Podziękowania
Serdecznie dziękuję pani profesor Ninie Wołosowicz za te piękne dwie godziny, za opowieść, zdjęcia i chęć podzielania się osobistymi wspomnieniami.
Bardzo dziękuję Markowi Kornilukowi za możliwość opisania historii rodziny Krukowskich, za pomoc oraz wszelkie wskazówki i pozwolenie na wykorzystanie jego unikatowych zdjęć. Gdyby nie Marek ten artykuł nigdy by nie powstał.
Dziękuję Tadeuszowi Doroszko, który od wielu miesięcy wspiera blog Białystok subiektywnie. Tym razem także sięgnął do swojego archiwum i podarował nam trzy współczesne zdjęcia z Ryboł.
Bardzo ciekawe- ile to ludzkich fantastycznych historii ludzkich kryje się w każdym zakamarku…
A wigilii 2016 to chyba jeszcze nie było?
Dziękuję Mikusiu, zaraz uściślę.
W roku 1987 kiedy przyszedłem jako dyrygent do chóru młodzieżowego na parafię w Dojlidach ówczesny proboszcz o. Aleksy Nestorowicz przedstawił mnie panu Wiktorowi i poprosił aby nauczył mnie pracy z chórem. Przez ok. dwa lata po dwa razy w tygodniu przychodziłem do pana Wiktora do domu gdzie uczył mnie utworów cerkiewnych, solfeżu i ustawu cerkiewnego. Na każdą niedzielę przygotowywał mi utwory do zaśpiewania i kiedy każdy z utworów prześpiewałem po kolei wszystkimi głosami bezbłędnie wtedy uznawał że jestem przygotowany do zaśpiewania liturgii. Po okresie szkolenia zrobił mi coś w rodzaju egzaminu wystawił ocenę i stwierdził że jestem już gotów do samodzielnego dyrygowania chórem cerkiewnym. Był to dla mnie niesamowity człowiek duszą i całym sercem oddany cerkwi. Wszystko czego się nauczyłem o muzyce cerkiewnej zawdzięczam tylko i wyłącznie jemu. Po śmierci pana Wiktora Parafia w Dojlidach wydała zbiór kompozycji cerkiewnych autorstwa pana Wiktora a na okładce tego wydawnictwa jest taka informacja o kompozytorze:
” Wiktor Nikołajewicz Krukowski.
Dyrygent i kompozytor muzyki cerkiewnej urodził się 20 lipca 1920 r. we wsi Tuga niedaleko Baranowicz. Zarówno jego ojciec Mikołaj jak i dziadek Jan byli duchownymi prawosławnymi. Do ośmiu lat wychowywał się we wsi Kopciówka koło Grodna. Tam była pierwsza parafia jego ojca. Potem jego rodzice przenieśli się do Ryboł na Białostocczyźnie. Dla o. Mikołaja była to druga parafia. Wiktor Krukowski w 1939 roku ukończył Seminarium Duchowne w Wilnie gdzie w jednej klasie uczył się razem z wybitnym dyrygentem i kompozytorem Wiktorem Rowdo. Od 1940 do 1941 roku był nauczycielem w Zwierkach. Przez dziewięć kolejnych lat pozostawał psalmistą w Rybołach, a od 1955 do 1956 roku prowadził chór parafii św. Mikołaja w Hajnówce. Od 1957 roku do końca życia dyrygował chórem parafii św. Proroka Eliasza w Dojlidach. Odszedł w nocy z 12 na 13 lutego 2000 r. w wieku osiemdziesięciu lat.
Wiktor Krukowski zawsze pozostawał blisko Cerkwi. Cieszył się Jej radościami i osiągnięciami. Nie przyjął stanu kapłańskiego, ale to nie przeszkadzało mu, by wszystkie swe siły i zdolności oddać Cerkwi. Był nie tylko dyrygentem, kompozytorem, ale również niezwykłym nauczycielem dla wielu dyrygentów chórów cerkiewnych.”
Bardzo dziękuję za ten komentarz. Sławku, jesteś wobec tego nie tylko uczniem ale i duchowym spadkobiercą pana Wiktora…
Bardzo ciekawy artykuł i dobrze zachowane zdjęcia, ale chciałbym zwrócić uwagę na zdjęcie przedstawiające cerkiew. Ta cerkiew nie jest cerkwią w miejscowości Ryboły. Przedstawia ono cerkiew Narodzenia N.M.P w Bielsku Podlaskim i nie ma nic wspólnego z tym artykułem.
Jest to zdjęcie z kolekcji pani Niny – bardzo dziękujemy za czujność i komentarz.
Piękna historia Jestem zakochany w Podlasiu Chociaż pochodzę z północy Polski A korzenie mam z południowo wschodniej Polski Nie jestem prawosławny ale szanuję prawosławie Mam żonę z Podlasia jest prawosławna Sam jestem unitą Chodzimy do cerkwi jednej i drugiej Dzieci chrzest miały w cerkwi prawosławnej Pizdrawian
Dziękuję! Pięknie, że się państwo tak dogadują. Obyśmy wszyscy podchodzili do siebie z takim zrozumieniem…
Dziękuję za bardzo interesujący artykuł. Zdjęcia to historia której nie spodziewałem się zobaczyć. Daje mi to możliwość podzielenia się nią z wnuczką pani Niny. Będzie miała frajdę oglądając zdjęcia pradziadków osiemdziesiąt kilka lat po ich zrobieniu.
Dziękuję pani Aniu.
Bardzo się cieszę…Proszę pozdrowić wnuczkę pani Niny!
Niestety kilka dni temu zmarła Pani Profesor Nina Wołosewicz. Wiecznaja pamiat”.
Ostatnia z rodu Krukowskich widocznych na zdjęciach Nina Wołosowicz zmarła 11.03.2019