Getto w Białymstoku utworzono latem 1941 roku. Hitlerowscy oprawcy zamknęli w nim około 60 tysięcy ludzi. Ostateczna likwidacja a więc wywózka białostockich Żydów do komór gazowych Treblinki rozpoczęła się 16 sierpnia 1943 roku. Choć młodzież wznieciła powstanie, choć był to drugi co do wielkości tego typu zryw (po powstaniu w getcie warszawskim) – szanse na przeżycie były właściwie żadne. Szacuje się, że z ogromniej, białostockiej społeczności żydowskiej przeżyło maksymalnie 600 osób (podawane są liczby od 300 do 600). W dwa lata zniszczono życie i dorobek kilku pokoleń. W Białymstoku od lutego 1946 roku jedna z ulic w ścisłym centrum nosi imię Icchoka Malmeda. Białostoczanie codziennie mają na ustach nazwisko żydowskiego bojownika ale ilu z nich wie kiedy i jak zginął Malmed? Przy okazji kolejnej rocznicy „akcji lutowej” a po 5 latach istnienia bloga wreszcie i ja postanowiłam zmierzyć się z tę trudną historią.
Żydowskiego Białegostoku właściwie już nie ma. Zostały okruchy, które staramy się w mieście gromadzić i chronić na różne sposoby. Ot choćby w postaci wytyczonego Szlaku Dziedzictwa Żydowskiego, książek wydawanych przez miejskie instytucje, zapraszając potomków białostockich Żydów przy okazji obchodów rocznicowych, organizując spacery i spotkania. Jak na możliwości XXI wieku idzie to dość siermiężnie. Zainteresowani tematem wciąż mają przed sobą ogromne, rozsypane i zdekompletowane puzzle, które da się złożyć zaledwie w niewielkim procencie. Możemy zajrzeć w przeszłość przez pryzmat tych fragmentów i próbować wyobrazić sobie cały przedwojenny świat. Na blogu znajdziecie kilkanaście tekstów, które są moim prywatnym wkładem porządkującym tę skomplikowaną układankę. Zajrzyjcie koniecznie! Wpisy są otagowane jako Szlak Dziedzictwa Żydowskiego oraz Jewish Białystok.
Temat dzisiejszego wpisu to białostockie getto zaś artykuł miał być w całości poświęcony początkom zagłady społeczności żydowskiej. Co, jeżeli trafi tu nowy czytelnik, kompletnie niezorientowany w historii Białegostoku? Wstęp ogólny musi więc znowu być… jeżeli go już znacie przejdźcie od razu niżej ⇓⇓⇓
Krótka historia białostockich Żydów dla niezorientowanych
Żydzi przybyli do Białegostoku najpewniej w połowie XVII wieku. Po bezpotomnej śmierci Jana Klemensa Branickiego w jego dobrach i ukochanym mieście odbyła się szczegółowa inwentaryzacja. Wtedy to (czyli po 1771 roku) w Białymstoku naliczono 280 domów zamieszkałych przez chrześcijan i aż 170 przez Żydów. Byli to przede wszystkim rzemieślnicy (krawcy, kuśnierze itp), karczmarze oraz browarnicy (w 1772 roku dzierżyli w mieście 39 browarów i 9 słodowni). Kahał jako taki pełnił też arcyważne funkcje kredytowo-bankowe.
W XIX wieku (pod zaborem rosyjskim) Białystok z małej osady zmienił się w prężny ośrodek przemysłowy zwany Manchesterem Północy. Ściągali tu przedsiębiorcy i inwestorzy różnych nacji, budowano setki domów, fabryk, składów. Cegielnie nie nadążały z produkcją budulca. Fabryki potrzebowały tysięcy pracowników. Jednocześnie polityka carska wobec Żydów polegała na wypieraniu ich na obrzeża Cesarstwa Rosyjskiego – wielu, w poszukiwaniu swojego miejsca na świecie, trafiało na tereny dawnej Rzeczpospolitej, w tym także na Podlasie. Białystok był miejscem szczególnie kuszącym. Nastąpił gwałtowny napływ Żydów z głębi Rosji (zwanych Litwakami) i to właśnie wtedy, w kulminacyjnym momencie, w latach 1881-1887 aż 84% mieszkańców Białegostoku stanowili starozakonni. Większość z nich klepała biedę w dzielnicy biedy (Chanajki). Nauczyciele czy urzędnicy czyli tzw. inteligencja oraz wszyscy ci, do których los się uśmiechnął mieszkali w centrum: na Lipowej, Kilińskiego, Warszawskiej, Nowym Świecie czy Sienkiewicza.
Spadek koniunktury w przemyśle (a więc bezrobocie), wstrząsające pogromy (zwłaszcza ten z 1906 roku) wreszcie I Wojna Światowa i wyludnienie regionu zmuszały ludzi do szukania ratunku. Emigracja stała się wśród młodych Żydów zjawiskiem powszechnym. Na bilet do Ameryki dla syna czy kuzyna ciułały całe rodziny. Najpierw tj. w końcu XIX wieku ratowano w ten sposób dzieci przed ubóstwem a w początkach XX wieku i międzywojniu przed brutalnym antysemityzmem. Mimo wszystko – u progu II Wojny Światowej Białystok bez wątpienia był wciąż miastem żydowskim. Stanowili oni przynajmniej połowę populacji grodu nad Białą, który liczył wówczas ok. 100 tysięcy obywateli. Żydzi szczerze kochali Białystok – przecież przez ponad 200 lat tworzyli to miasto na równi z innymi nacjami. Budowali fabryki, synagogi, kina, teatry, szpitale, sklepy, restauracje, zakłady rzemieślnicze, kluby sportowe, instytucje dobroczynne i szkoły. W ścisłym centrum aż do 1941 roku dumnie rozbrzmiewał język jidisz. Po wojnie niedobitki białostockiej społeczności próbowały w w USA i Izraelu pielęgnować pamięć swojego ukochanego miasta. W mieście Jehud powstało i istnieje do dziś osiedle (kiriat) Bialystok – zajrzyjcie tam koniecznie będąc w okolicach Tel-Avivu.
Film, który widzicie powyżej jest ostatnim znanym obrazem pokazującym żydowskie życie w Białymstoku. Został zarejestrowany w sierpniu 1939 roku. Getto powstało dokładnie 2 lata póżniej. Patrząc na dziecięce, roześmiane buzie, na wesołych, spacerujących ludzi czuję ścisk w gardle. To były ich ostatnie dobre chwile, piekło stało u bram.
Piekło u bram czyli zanim powstało getto w Białymstoku. Za pierwszego Sowieta
Od wybuchu II wojny do początków Operacji Barbarossa (Niemcy zaatakowały ZSRR 22 czerwca 1941) społeczność żydowska Białegostoku trwała w swoistym zawieszeniu – śmierć odroczono. Żydzi (i nie tylko oni) przechodzili przez kolejne etapy odkrywania prawdy o tym co stoi za komunistycznymi ideami wwiezionymi na gąsienicach czołgów Armii Czerwonej. 22 września komunizująca biedota żydowska w radosnych nastrojach wyległa na ulice miasta serdecznie witając wkraczających, sowieckich żołnierzy. Pierwsze tygodnie pod czerwonym butem brutalnie odarły mieszkańców Białegostoku a zwłaszcza Żydów ze złudzeń. Jeszcze zanim rozpoczęły się wstrząsające, masowe deportacje obywateli polskich na Sybir (początek: noc 9/10 lutego 1940):
- 11 listopada 1939 znacjonalizowano dochodowy przemysł włókienniczy: wszystkie fabryki stały się własnością państwa sowieckiego. Z dnia na dzień stare, żydowskie rodziny fabrykanckie straciły cały majątek: nieruchomości, depozyty bankowe, domy i pałacyki,
- Gminie żydowskiej odebrano szpital, pogotowie, kluby sportowe, szkoły. Synagogi obłożono podatkami sięgającymi 80% potencjalnego dochodu oraz nałożono drakońskie opłaty za prąd. W czerwcu 1940 roku wprowadzono sześciodniowy tydzień pracy z wolną niedzielą (w sobotę czyli w szabas Żydzi musieli być w pracy). Ubój rytualny w znacjonalizowanych zakładach był praktycznie niemożliwy. Synagogi opustoszały.
- Upaństwawiano małe zakłady, warsztaty, zajmowano maszyny, środki produkcji, budynki i ziemię. Filary siły ekonomicznej Żydów zostały zniszczone. W kilka miesięcy przestały istnieć prywatne sklepy, kina, banki, zakłady rzemieślnicze. Setki rodzin pozostały bez środków do życia. W sklepach zabrakło podstawowych towarów.
- Rozkwitła spekulacja, nielegalny handel i przemyt. Raj mieli cinkciarze, cwaniacy i nielegalne lokale.
Tymczasem do miasta napływała ogromna, niekontrolowana masa ludności, w dużej mierze żydowskiej. Z centralnej i zachodniej Polski uciekali przed Niemcami na wschód. Przeczuwali, że ich los w Generalnej Guberni jest przypieczętowany. W pierwszych miesiącach okupacji do ogołoconego przez Sowietów Białegostoku napłynęło około 40 tysięcy wyczerpanych i często wygłodzonych ludzi. Wielu z nich koczowało na dworcu, na ulicach, na klatkach schodowych. Liczyli na pomoc rodzin czy gminy żydowskiej. W mieście narastał chaos ale przede wszystkim wielkie napięcie, antagonizmy i rozgoryczenie.
Początek końca – Niemcy wkraczają do Białegostoku
Białystok dowiedział się o ataku Hitlera na Związek Radziecki niemal natychmiast. Operacja Barbarossa rozpoczęła się 22 czerwca 1941 roku, w niedzielę o 3:15. Około godziny 4 na miasto zaczęły spadać pierwsze bomby. Dokwaterowany do rodziny Kerszmanów enkawudzista przespał bombardowania pomimo prób dobudzenia go. Jak się okazało Sowieci okupujący Białystok dość długo myśleli, że mają do czynienia z manewrami wojskowymi. Pierwsze ładunki spadły na ulicę Piotrkowską i Wojskową. Zginęli wówczas znany w mieście dziennikarz Icchok Indycki z żoną oraz skarbnik miejski Zalman Wajrach wraz z żoną i córką.
W mieście zapanował chaos. Sowieci wycofywali się bez żadnego planu. Jedni z uporem godnym lepszej sprawy bronili plądrowanych sklepów inni w popłochu opuszczali swoje stanowiska. Dzięki temu na przykład budynek więzienia został podpalony i 23 czerwca około 2 tysięcy więźniów wyszło na wolność. Tymczasem żydowscy mieszkańcy Białegostoku byli przerażeni – naradzali się, część uciekała (wielu wróciło lub zginęło od bomb w drodze na wschód) lub trwała w stuporze oczekiwania.
27 czerwca 1941 roku, w piątek około 9 rano Niemcy wkroczyli do Białegostoku. Weszli od ulicy Mazowieckiej wprost na gęsto zaludnione żydowskie ulice. Granaty i bomby zapalające wrzucano do domów stojących przy Piaskowej, Suraskiej, Suchej czy Rynku Rybnym. Z ulic i domostw, które nie płonęły wyciągano mężczyzn i pędzono w kierunku wielkiej synagogi. Bożnicę zapełniono po brzegi – szacunkowo stłoczono w niej około 800 osób. Zablokowano drzwi i okna a do środka wrzucono bomby zapalające i granaty. Palili się żywcem ojcowie i synowie, kupcy, lekarze, biedacy i zasłużeni dla miasta. Potworne sceny, które rozgrywały się w płonącej synagodze widział m.in. stróż i pomocnik synagogalny Józef Bartoszko oraz jego żona. Udało im się ocalić z pożogi 19 osób. Aktualnie trwają starania o upamiętnienie małżeństwa w przestrzeni Białegostoku.
W tzw. Czarny Piątek w Wielkiej Synagodze spłonęli m.in. Alter Chalele (uwielbiany przez białostoczan komik), Icchok Lach (znany piłkarz), Aron Zabłudowski (znany szachista), doktor Kracowski, poważani kupcy: Kaplan, Biskupicki i Fuksman, producent korka Jamnik, Dawid Lew – syn głównego księgowego białostockiego kahału oraz restauratorzy: Radzinower i Kapłan.
Przez cały dzień w mieście trwało łapanie i mordowanie Żydów. Rzezi dokonywali funkcjonariusze 309 batalionu policji, którą dowodził Ernst Weis. Była to jednostka (podobnie jak Einsatzgruppen) specjalnie wyszkolona i powołana do masowego zabijania cywilów na terenach zajętych przez Wehrmacht. 27 czerwca 1941 roku na ulicach Białegostoku zamordowano około 1200 osób a 800 spłonęło w synagodze. Równolegle pożoga niszczyła najważniejsze żydowskie dzielnice: Szulhof i Chanajki. Ogień wygasł po 27-u godzinach. Z niemieckich map wynika, że zrównano z ziemią obszar od Rynku Kościuszki przez ul. Suraską, Rynek Sienny, ul. Legionową, Rynek Rybny do dzisiejszej ulicy Waszyngtona i Akademickiej.Bilans pierwszego dnia okupacji niemieckiej to 2000 ofiar.
Zanim powstało getto w Białymstoku. Lipiec – sierpień 1941
Czarny piątek – 27 czerwca 1941 roku wstrząsnął Białymstokiem. Był to jednak dopiero początek gehenny…
- Dwa dni później (29/06/41) władze wydały rozkaz zorganizowania instytucji za pomocą której Niemcy komunikowali się ze społecznościami żydowskimi czyli Judenratu. Na jego czele stanął długoletni, poważany rabin Gedali Rozenman. Faktycznie jednak białostockim Judenratem zarządzał inż. Efraim Barasz – ostatni przewodniczący gminy żydowskiej.
- Wraz z powstaniem Judenratu rozpoczęło się stawianie Żydom upokarzających dyrektyw. Pierwszą z nich było zmuszenie tysięcy ludzi: mężczyzn, kobiet i dzieci do niewolniczej pracy podczas której byli bici i torturowani. Zażądano dostarczenia w 48 godzin wszelkich futer, kurtek, poduszek, narzut i ton obuwia. Plądrowano domy – blokowano ulice w które zajeżdżały ciężarówki – wywożono nimi skradzione mienie.
- 3 lipca 1941 roku tuż przed wschodem słońca miała miejsce pierwsza łapanka. Spędzono mężczyzn z ulic Przejazd, Grochowej, Krakowskiej, Lipowej, Zamenhofa i Białostoczańskiej. Ofiary – około 300 osób nazwano „czwartkowymi” – była to głównie inteligencja żydowska. Czwartkowych najpierw upokarzano na Rynku Kościuszki zmuszając do śpiewania czy tańczenia a następnie półżywych wywieziono ciężarówkami i rozstrzelano w lesie w Pietraszach. Wśród „czwartkowych” byli m.in nauczyciele z liceum Zeligmana i Druskina, prawnicy, zamożni kupcy, sportowcy…
- 11 lipca, w sobotę (a więc w szabat) na ulicach miasta odbyła się kolejna, tym razem znacznie większa łapanka. Jej skala jest trudna do wyobrażenia. Do południa wywieziono z miasta 3 tysiące ludzi. Ciężarówki ze schwytanymi odjeżdżały w nieznanym kierunku. Szabatowi męczennicy lub też „sobotni” zostali rozstrzelani w lesie i na polach Pietraszy o czym niedługo później powiadomili białostockich Żydów okoliczni chłopi. Zanim to się stało Niemcy zażądali ogromnej kontrybucji – dali nadzieję, że ofiary wrócą jeżeli zostanie zebrane 5 kilogramów złota, 100 kilogramów srebra i 2 miliony sowieckich rubli. W ciągu trzech dni zdołano zebrać okup – jednak ofiar nikt już nie zobaczył. Wśród 3 tysięcy zamordowanych „sobotnich” dziś najbardziej znanym i najczęściej wymienianym jest Jakub Szapiro – esperantysta i dziennikarz. Jednak Żydzi opłakiwali wówczas wielu innych cenionych przedstawicieli społeczności m.in. okulistę Borysa Pinesa, Dawida Kagana – pediatrę z ul. Zamenhofa, szamesa Chesina, prawnika Leona Gdańskiego czy biletera z teatru Palace – Aszera Mesera…
- 8 lipca 1941 władze wojskowe zarządziły, że wszyscy Żydzi powyżej 10 roku życia mają obowiązek nosić opaskę z gwiazdą Dawida. W tym samym czasie władze policyjne nakazały noszenie żółtych gwiazd zwanych łatami (z przodu na lewej piersi i na plecach, w okolicy prawej łopatki). Ludzie byli zdezorientowani – ostatecznie zwyciężyła policja…Za słabe przyszycie łat groziła kara lub dotkliwe pobicie. Żydzi nie tylko zostali napiętnowani łatami – zakazano im także używania chodników – trotuarów, mieli się poruszać po jezdni. Spoliczkowanie za złamanie tej zasady było najmniejszą karą – dotkliwsze było upokorzenie i odczłowieczenie.
Getto w Białymstoku
Krążące po mieście pogłoski o tworzeniu w Białymstoku żydowskiej dzielnicy zamkniętej stały się faktem 26 lipca 1941. Wydano wówczas konkretne rozkazy. Getto a raczej jego bramy miały zostać zamknięte 1 sierpnia a więc Żydzi dostali 5 dni na przeprowadzkę do precyzyjnie wydzielonego obszaru. Za niewykonanie polecenia groziła śmierć. W kwartale pomiędzy dzisiejszymi ulicami Przejazd, Lipową, Sienkiewicza, Jagienki i Poleską miało się pomieścić 50 tysięcy osób. Precyzyjnie to wyliczono – na jednego Żyda przypadało 3/4 metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej. Rozpoczęły się nerwowe przeprowadzki, wymiany mieszkań (chrześcijanie też musieli się z planowanego getta wyprowadzić), selekcja rzeczy potrzebnych i zbędnych, tych do sprzedania i do oddania na przechowanie. Jednak największe dramaty rozgrywały się gdzie indziej. Ci którzy czytali lub słyszeli o czym jest „Mein Kampf” wiedzieli, że perspektywą jest śmierć. Podstawowym pytaniem pozostawało czy przeprowadzać się do getta czy uciekać? Jeżeli to drugie to dokąd? Obrzucanie wędrujących z walizkami Żydów kamieniami czy okrzyki uradowanego motłochu („judy do budy”) nie dawały wielkiej nadziei na przetrwanie po aryjskiej stronie. Ze wspomnień Gustawa Kerszmana czy Felicji Raszkin wynika, że przyjaciele nie-Żydzi oferowali pomoc i wsparcie – jednak dyskrecja (czytaj chciwość) ich sąsiadów stanowiły realne zagrożenie.
- Nie było żadnego przypadku w doborze obszaru dla żydowskiej dzielnicy zamkniętej. Niemcy dokonali rozeznania z zimną precyzją planując niewolniczy wyzysk i nieodległą eksterminację. Getto objęło najbardziej zindustrializowaną część miasta – mieściły się tam największe fabryki włókiennicze, których relikty do dziś znajdziemy w okolicach ulicy Włókienniczej, Poleskiej czy Jurowieckiej (na mapie powyżej na szaro: Getto Factory Area).
- Getto w Białymstoku zostało otoczone wysokim drewnianym płotem z drutem kolczastym. Budowali go pod presją czasu i groźbą kary sami Żydzi. Dwie bramy – na ul. Jurowieckiej 4 i Kupieckiej 3 stanowiły łącznik z wolnym światem. Trzecie wrota, zwykle zamknięte (przy ul. Fabrycznej) miały się okazać wrotami do piekieł. Otwarto je na oścież 16 sierpnia 1943 roku – pędzono przez nie Żydów do pociągów, które odjechały do Treblinki.
Getto w Białymstoku – warunki życia
Niewiele się pisze o warunkach życia w białostockim getcie. Najczęściej okolicznościowe artykuły prasowe powielają schematyczne informacje o tym, że warunki były znacznie lepsze niż w getcie w Warszawie, że nie było aż takiego głodu jak w stolicy, że Judenrat sobie dobrze radził organizując różne aspekty życia, wreszcie, że Żydzi, którzy wychodzili z getta do pracy mieli szansę wnieść żywność. Trudno tu znaleźć jakiekolwiek przekłamanie. Owszem w Białymstoku nie zbierano co rano setek zagłodzonych ludzi jak w Warszawie. Nie kwitło tu bujne, podwójne życie towarzysko-rozrywkowe. Jednak przez takie porównania ogólny obraz rysuje się zbyt optymistycznie… Getto białostockie było miejscem gdzie każdy dzień stanowił walkę o przeżycie.
- Początkowo warunki życia w białostockim getcie były tragiczne. Ludzie tłoczyli się całymi rodzinami na kilkunastu metrach. Generowało to frustrację i konflikty. Wielu w ogóle nie potrafiło sobie znaleźć lokum i błąkało się po ulicach. Judenrat tych najbiedniejszych (bezrobotni, wdowy, sieroty) poupychał w naprędce zorganizowanych tzw. kołchozach. Były to komunalne klitki wydzielone w fabrykach i szkołach – a więc bez wody i najważniejszych sprzętów. Na kilku metrach kwadratowych w brudzie i ciągłym napięciu koczowały całe, do niedawna dobrze sytuowane rodziny. Mieszkańcy „kołchozów” zniknęli z getta najszybciej – wywieziono ich do Prużan w pierwszej „ewakuacji” na przełomie września i października 1941. Z wysiedlonych wtedy ok. 4,5 tysiąca ludzi część wróciła nielegalnie do Białegostoku – los pozostałych nie jest znany.
- Getto stało się potrzaskiem. Wychodzenie z niego było możliwe wyłącznie z przepustką. Bram pilnowali uzbrojeni szupowcy i dwóch strażników z żydowskiej służby porządkowej. Zostali oni zapamiętani jako najgorsze szuje dręczące i okradające swoich… Pod groźbą śmierci Żydzi mieli całkowity zakaz robienia zakupów poza gettem. Po kilku tygodniach, kiedy ruszyły fabryki, około 5-6 tysięcy niewolniczych robotników codziennie wychodziło do pracy poza dzielnicę zamkniętą. W takiej masie próby przemytu bywały udane. Jednak wiązało się to z ogromnym napięciem. Ludzie byli przeszukiwani, bici a nawet zabijani za próbę wniesienia jakichkolwiek produktów do getta. Zwykle znalezioną żywność konfiskowano, szmuglera bito. Jesienią 1941 roku gettem wstrząsnęło zastrzelenie robotnika o nazwisku Nowik, który próbował wnieść świece oraz dwóch dziewcząt za przemyt mąki. W styczniu 1943 roku powieszono trzech mężczyzn, pracowników olejarni, którzy mieli w kieszeniach pestki słonecznika.
- Dzienna racja chleba w białostockim getcie wynosiła 17,5 dekagrama, kartki na chleb i niewielkie ilości innych produktów dostawali tylko ludzie pracujący. Ci którym nie udało się „załapać” do jakiejkolwiek pracy byli skazani na głód. Żywność próbowano wnosić, przerzucała je przez płot okoliczna ludność, trwał handel wymienny. Przez poluzowane deski ogrodzenia oddawano odzież i sprzęty domowe za ziemniaki, mąkę czy mięso.
Getto w Białymstoku. Nastroje w obliczu śmierci
- Getto w Białymstoku od początku opanowała atmosfera przygnębienia, kompletnej rezygnacji i oczekiwania na śmierć. Informacje o samobójstwach przyjmowano ze zrozumieniem. „Załatwiano” sobie i rodzinom cyjanek na ostatnie chwile. Jednocześnie upajano się informacjami o frontowych porażkach Niemców. Rozchodziły się plotki dające nadzieję ale uciekinierzy z innych gett przynosili informacje o szalejącym terrorze niemieckim. Każdy akt przemocy wstrząsał gettem ale niewielu z wygłodzonych i zmęczonych walką o przetrwanie ludzi było w stanie wykrzesać z sobie walę walki. Powszechna była rezygnacja i brak nadziei.
Najcięższą do przeżycia porą roku w getcie było lato. Zimą biały śnieg przykrywał wszystko, osłaniał nędzę i brud podwórek. (…) Dzieci jak to dzieci na widok śniegu dostawały kręćka. (…) Latem, na podwórkach przepełnionych ponad miarę ludźmi, pełne kloaki i śmietniki wydzielały nieznośny fetor. Nie było w getcie ani skrawka zieleni, naprawdę zielonej soczystej zieleni, na której można by zatrzymać wzrok. (…) Dzieci latem nie miały co ze sobą robić. Podczas ulewnego deszczu brodziły w brudnych kałużach, myśląc, że tak chyba jest w rzece. A potem goniły się po podwórkach i bawiły w Niemców i Żydów. Okropna to była zabawa. „Niemcy” z kijami gnali „Żydów”, klęli i krzyczeli. „Żydzi” uciekali, chowali się, czasem zwyciężali, ale przeważnie dali się „Niemcom” prowadzić do „transportu”. Biedne, małe dzieci. Zamiast biwaków w lesie, zamiast gier sportowych, zabawa w „Niemców” i „Żydów”. (Sara Nomberg-Przytyk, Kolumny Samsona, Lublin 1966, s.91)
Getto w Białymstoku. Judenrat czyli praca dla przetrwania
Getto białostockie przetrwało stosunkowo długo. Eksterminacja ludności żydowskiej na białostocczyźnie rozpoczęła się 1 listopada 1942 roku a zakończyła pod koniec stycznia 1943. W lutym 1943 nie było już w okolicy żadnych sztetli. Dopełnieniem losu 200 tysięcy starozakonnych z naszego regionu była zagłada Żydów białostockich. Stało się to w drugiej połowie sierpnia 1943 roku. To zadziwiające odroczenie wyroku przypisuje się zabiegom białostockiego Judenratu, który troił się w wysiłkach aby udowodnić jak bardzo ważna dla Niemców jest praca tutejszych Żydów.
- Członkowie białostockiego Judenratu choć znienawidzeni przez większość braci jako aparat przymusu dziś oceniani są nieco inaczej. Gustaw Kerszman wydaje się celnie oddawać wysiłki i misję Efroima Barasza, który przypomnijmy był faktycznie głową Judenratu.
…Barasz, niski, krępy, energiczny o skłonnościach dyktatorskich. Jak to dziś widzę. Barasz sądził, że skoro trafiło się do klatki z krwiożerczym tygrysem, to jedyną szansą na przetrwanie jest karmić go i nie prowokować. (Gustaw Kerszman, Jak ginąć, to razem, Warszawa 2006, s. 44)
Co ciekawe Barasz, kiedy nie miał już żadnej nadziei na uratowanie białostockich Żydów, przekazał pieniądze organizacji przygotowującej zbrojne powstanie. Z drugiej strony przez dwa lata dawał ludziom złudne nadzieje, odżegnując ich od walki… Sam zginął w Majdanku. Nie tylko nie zdołał uchronić białostockich Żydów ale nawet swoich najbliższych współpracowników i rodziny.
Getto w Białymstoku. Organizacja Judenratu
W skrajnych warunkach, pod ciągłą presją i w obliczu zagrożenia życia kilkunastoosobowy zarząd Judenratu białostockiego zatrudniał setki ludzi i organizował codzienność getta na wielu obszarach. To nie tylko kwaterunek dla tysięcy Żydów pozbawionych dachów nad głową. W swoich wspomnieniach Rafael Rajzner opisuje dziesiątki inicjatyw Judenratu. Przytoczę zaledwie część:
- Wydział Zdrowia i Wydział Sanitarny prowadziły szpital przy ul Fabrycznej (budynek TOZ – pisaliśmy o nim TUTAJ) oraz szpital zakaźny przy Jurowieckiej. Przez długi czas działało ambulatorium Linasu przy ul. Zamenhofa oraz dwie apteki.
- Wydział Aprowizacji, szczególnie rozbudowany i z czasem znienawidzony – posądzany o nieuczciwość m.in. podczas racjonowania żywności zimą.
- Wydział Oświaty prowadził do listopada 1942 dwie szkoły (na ul. Fabrycznej i Nowym Świecie), przedszkola, sierocińce oraz dom starców.
- Policja Gettowa – około 200 osób, które wprowadzały zarządzenia władz w życie. Wśród nich jak podkreślają autorzy wspomnień znalazło się wielu uczciwych: ostrzegających przed niebezpieczeństwem lub biernie wykonujących rozkazy Niemców.
- Wydział Przemysłu zarządzał 17-oma fabrykami z 1730 robotnikami.
Już na początku istnienia getta Judenrat wyznaczył miejsce na cmentarz. Jak pisze Rajzner – „za młynem Katoka na ul. Polnej” czyli przy dzisiejszej ul. Żabiej. Zorganizowano gettową straż pożarną oraz dwie kuchnie wydające tanie posiłki. Po dotkliwej zimie, wiosną 1942 roku wszystkie nadające się parcele przekształcono w ogrody warzywne tzw. ogrody Judenratu. Getto w Białymstoku radziło sobie jak mogło…
Getto w Białymstoku. Fabryki, warsztaty, produkcja
„Spośród Żydów jedynie ten, który pracuje, dostanie cokolwiek do jedzenia, a i wówczas jedynie tylko tyle, aby mógł wykonać powierzoną sobie robotę.” Erich Koch
- Praca była podstawą egzystencji w getcie. Judenrat starał się aby w każdej rodzinie pracowała przynajmniej jedna osoba. Ludzie byli zatrudniani w fabrykach i zakładach organizowanych i zarządzanych przez Judenrat ale także (do pewnego momentu) na zewnątrz np. Felicja Raszkin-Nowak pracowała na dworcu PKP w Ośrodku Czerwonego Krzyża oraz w Tytoniówce na ul. Warszawskiej. Na terenie getta działały ogromne fabryki włókiennicze, krawieckie i garbarskie, które produkowały odzież i materiały na potrzeby armii niemieckiej. Największa szwalnia w getcie mieściła się na rogu Kupieckiej i Jurowieckiej, zarządzał nią Josef Waksman, zięć znanego wszystkim muzyka Pejsacha Kapłana. Niedaleko, po drugiej stronie rzeki Białej, przy Kupieckiej pracowały siodlarnia, fabryka tektury oraz warsztat elektromechaniczny. Na Nowym Świecie w pobliżu Linasu funkcjonowała fabryka obuwnicza.
- Kwitła też wytwórczość w drobnych zakładach. Felicja Raszkin wymienia zakłady krawieckie, dziewiarskie, szewskie, rymarskie, filcowe, szczotkarskie, stolarskie, tokarskie i inne. Po aryjskiej stronie urządzono nawet wystawę wyrobów gettowych, które w ten sposób zyskały renomę i zbyt. Oprócz ubrań były to m.in. skrzynie, pędzle, walonki, tektury, zamki, meble, zabawki…
- Osobnym, niezależnym od Judenratu wielkim przedsiębiorstwem były zakłady Oskara Steffena. Ten niemiecki przedsiębiorca dorobił się fortuny na niewolniczej pracy białostockich Żydów. Zatrudniał około 500 osób których wynagradzał… racjami żywnościowymi. W jego fabrykach przede wszystkim wytwarzano towary luksusowe. Wspaniałe meble, ekskluzywne buty, futra, mundury i szynele dla gestapo i SS. Chemicy wytwarzali całą gamę produktów higienicznych w tym mydła.
- Przedsiębiorczy Steffen przeszedł jednak do historii Białegostoku jako właściciel pracowni kopistów na ul. Kupieckiej 40 (Malmeda). Kierownikiem tego warsztatu został znany już wówczas łódzki artysta Adolf Behrmann. Wraz z innymi żydowskimi malarzami tworzył reprodukcje dzieł wielkich mistrzów m.in. Murilla, Tycjana, klasyków niemieckich XIX w. Produkcja pracowni była ogromna. Izaak Celnikier (jedyny z kopistów, który przeżył wojnę) wspominał, że samochody ciężarowe wywoziły obrazy co kilka dni. Jeżeli zainteresowała Was produkcja falsyfikatów w gettowej pracowni na ul. Kupieckiej to koniecznie obejrzyjcie ten film:
- Bardzo wiele ludzi starało się o jakąkolwiek pracę w fabrykach na terenie getta, w krawiectwie, szewstwie, rymarstwie, stolarstwie i innych zawodach. Myślano, że świadectwo pracy uchroni przed wywózką, a co za tym idzie przed śmiercią. Godzili się ci wszyscy pracować za 200 gram chleba dziennie i szansę pozostania przy życiu. Było to wtedy jedyne pragnienie i jedyna nadzieja cierpiących Żydów. (Szamaj Kizelsztejn, Głos ocalonego, w: Białostoccy Żydzi, Tom. 3, Białystok 2000, s. 82)
Niestety to pragnienie nie miało się ziścić. Późną jesienią 1942 roku na ulicach getto w Białymstoku co raz częściej powtarzano złowrogo brzmiącą nazwę: Treblinka. Zaczęły dochodzić wieści o wagonach pełnych Żydów znikających w okolicach Małkini. W zakładach włókienniczych Białegostoku żydowskie pracownice dostały do sortowania ogromne ilości używanych ubrań – nie było wątpliwości kim byli ich właściciele. Wreszcie na ulicach pojawiła się ulotka gdzie opisywano ze szczegółami jak wygląda eksterminacje czyli „łaźnie” w Treblince…
Getto w Białymstoku. Koniec części 1.
Część druga będzie pewnie jeszcze dłuższa… Opiszę w niej Akcję Lutową oraz Powstanie w getcie a więc agonię społeczności żydowskiej Białegostoku. Podam też wszelkie źródła na których bazowałam.
Dziękuję Pani Anno za cenny artykuł. Żal ściska serce, że dzisiejsi miekszańcy Białegostoku mogą nie mieć należytej świadomości o tragicznych losach naszych niedawnych przecież sąsiadów i kolegów. Mam nadzieję, że białostoccy Żydzi doczekają się kiedyś muzeum, które opowie o ich historii, życiu i tragicznej śmierci.
I ja bardzo liczę na to muzeum. Musi wreszcie powstać… Pozdrawiam serdecznie.
Ludzie to bydlaki
Niestety czasem nawet potrafią tacy dojść do władzy 🙁
Bardzo lubię pani blog, a teraz bardzo ważny, potrzebny i pobieżnie znany temat w naszej historii; wg mnie świetnie opisany, ciekawie, wyczerpująco.
Dziękuję.To dla mnie bardzo bardzo ważny komentarz.
Pani Anno, Dziękuję za bardzo ciekawy artykuł. To ważne aby żywa historia, choć prawie zapomniana, bądź nieznana nie zginęła. Choć mogłaby dzielić to można się z niej wiele nauczyć, choćby postaw sprzyjających łączeniu ludzi. Bo nawet niegdyś stworzony syntetyczny język w zamiarach Ludwika Zamenhofa miał być narzędziem, które pozwoli zasymilować różne środowiska, religie, narodowości.. Dziś przydałoby się takie Esperanto rozumiane jako postawa na różnych poziomach, które pozwoli ludzi łączyć, budować wartość dodaną, być irrelewantnym wobec kontekstów i ponad indywidualnymi interesami. Jeszcze raz Dziękuję za przypomnienie tego ważnego rozdziału historii. Wesołych Świąt, m
Wierzymy jako białostoczanie, że piękna idea esperanto ma jeszcze przed sobą złoty czas. Dziękuję za komentarz i życzenia – prawosławne wciąż przed nami 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Dzień dobry,
Korzystała Pani z materiałów Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej ?
Korzystałam przede wszystkim z dostępnych wspomnień, pamiętników, publikacji jakie udało mi się zdobyć w ciągu ostatnich lat…
Witam Pani Anno, czy II część jest gdzieś dostępna???
Niestety nie ma jeszcze części drugiej…
Czyli juz pewnie nie powstanie? Wielka szkoda