Zdjęcie dziełem sztuki?
Czy nie macie czasem wrażenia, oglądając swoje zdjęcie z dowodu lub co gorsze z paszportu, że sztuka fotografowania zeszła na psy? Śliczna dziewczyna, przystojny facet a nawet urocze dziecko – wszyscy na tzw. zdjęciach legitymacyjnych wyglądamy trochę jak bohaterowie kroniki policyjnej. Fotografowie białostoccy w XIX wieku tworzyli portrety, których oglądanie wywołuje zgoła inne odczucia estetyczne.
Z drugiej strony w naszych czasach powstają tysiące, miliony zdjęć dziennie – jak świat długi i szeroki. Każdy pstryka, cyka i „zdejmuje” obrazy. W Internecie krążą absolutnie genialne ujęcia, fotografia przyrodnicza nigdy wcześniej nie była tak popularna. Weźmy na ten przykład nasze kochane Podlasie – toż to istny raj! Dowiadujemy się o tym właśnie ze zdjęć zamieszczonych w sieci. Człowiek zapracowany i zagoniony wokół codziennych obowiązków nie doceniał tego co go otacza. A tu proszę, dzięki Facebookowi czy Instagramowi odkrywamy nasz region…Dziwne czasy nastały.
Dostępność fotografii oraz łatwość robienia zdjęć ma jeszcze jeden skutek uboczny. Każdy kto odnajduje w sobie żyłkę fotograficzną z zacięciem artystycznym zaczyna drążyć temat: czyta, ogląda a nierzadko kupuje. Na fali tej popularności w całej Polsce wydawane są przeróżne albumy, organizowane warsztaty i wystawy fotograficzne. Białystok, jak i całe Podlasie mogą poszczycić się wieloma wspaniałymi wydawnictwami. Ostatnio jednak Centrum im. Ludwika Zamenhofa, rzuciło na rynek absolutnie unikatową książkę-album pt. Fotografowie białostoccy 1861-1915.
Fotografowie białostoccy i życie miasta
Premiera książki miała miejsce 24 czerwca 2016 w ramach Dni Miasta Białegostoku i przyciągnęła sporą grupę mieszkańców. Nie dziwi nic. Oto dostaliśmy do ręki perełkę wydawniczą – przygotowaną z dbałością o każdy szczegół. Stylizowana okładka ze złoconymi literami, wewnątrz bogate zdobienia, piękna czcionka, setki niepublikowanych zdjęć, interesująca – ba, intrygująca zawartość a wszystko to … podane w kolorze sepii. Trudno się nie zachwycić!
„ Fotografowie białostoccy 1861-1915 ” to efekt wspólnego wysiłku wielu osób ale książka nie ujrzałaby światła dziennego gdyby nie wkład Wiesława Wróbla, historyka specjalizującego się w dziejach Białegostoku. Dzięki jego mrówczej pracy archiwistycznej poznajemy losy 40-u fotografów – ich rodzin, dzieci i nade wszystko zakładów zwanych atelier lub studio. Zdjęcia, które są kluczowe dla tego wydawnictwa, w swej znakomitej większości pochodzą ze zbiorów pana Mieczysława Marczaka – kolekcjonera z Białegostoku.
Zacznę od bardzo śmiałej tezy. Moim zdaniem nie jest to rzecz o fotografach…są oni jedynie pretekstem do pokazania życia XIX-wiecznego Białegostoku. Oto czytając książkę przenosimy się w codzienność zaboru rosyjskiego. Poznajemy realia życia – począwszy od tematu higieny, wodociągów, oświetlenia ulicznego a skończywszy na modzie, wyposażeniu studia czy handlu nieruchomościami. Poznając dzieje każdej kolejnej familii nagle zdajemy sobie sprawę jak kruche było wówczas ludzkie szczęście. Niemal w każdej rodzinie rodziło się bardzo dużo potomstwa, co rok co dwa lata przychodził na świat mały człowiek…bardzo niewiele z tych dzieci przeżyło okres dzieciństwa. Grypa, gruźlica powikłania poporodowe – śmierć zbierała swoje żniwo obficie, zarówno wśród potomstwa jak wśród matek. To pierwszy wstrząs czytelniczy.
Podróżowali, przeprowadzali się, kupowali działki i domy
Drugim ciekawym i zaskakującym odkryciem jest … mobilność ludzi tamtej epoki. Nie wiem dlaczego ale byłam przeświadczona, że przeciętny mieszczanin całe swoje życie spędzał mniej-więcej w tym samym miejscu – powiedzmy w Białymstoku i okolicach, że rodziny miały swój dom i tam wielopokoleniowo mieszkały przez dziesiątki lat… Nic bardziej mylnego – przepływ ludzi i nieruchomości jest szokujący. Pomimo carskiej machiny urzędniczo-biurokratycznej losy jednostki są trudne do odtworzenia. Dziś Grodno, jutro Słonim za rok Białystok a potem … Łowicz itd. Migracje wewnątrz guberni i częste zmiany adresu były chyba bardziej naturalne niż są dzisiaj. Handel wydaje się, wcale nie miał granic – powszechnym było zamawianie winiet (kartoników firmowych na którym naklejano zdjęcie) we Francji czy w Niemczech.
Ostatnią sprawą, która rzuca się w oczy i skłania do refleksji, jest niejednorodność Białegostoku. Przecież to oczywiste, wiemy to doskonale ale … sami się przekonacie, ta książka pokazuje wielokulturowość miasta bardzo dobitnie! Niemcy, Rosjanie, Polacy, Żydzi – każdy równo lustrowany przez policmajstra, każdy walczący o swoje miejsce na lokalnym rynku. W 1867 roku przeprowadzono pierwszy, powszechny spis ludności w carskiej Rosji. Nasze miasto liczyło wówczas 66 tysięcy mieszkańców z czego 60% było wyznania mojżeszowego, 19% katolickiego, 12% prawosławnego i 5% ewangelickiego. Białystok niczym ziemia obiecana przyciągał ludzi z wielu stron Cesarstwa…
Newsy i ploteczki z poprzedniej epoki
- najstarsza fotografia z Białegostoku to zdjęcie klasowe, wykonane w październiku 1861 roku. Na rewersie precyzyjnie opisano 42-ch uczniów gimnazjum. Pech chciał, ze jeden z gimnazjalistów…zgubił swoją kopię w domu publicznym! Co z tego wynikło? Niezła afera, której szczegóły znajdziecie w książce,
- w omawianym okresie w Białymstoku działało 40-u fotografów w 33-ch zakładach fotograficznych, aż 19 z nich to wyznawcy religii mojżeszowej, jedynie 6-u urodziło się i działało w Białymstoku,
- w latach 1891-1900 funkcjonowało aż … 14 atelier,
- fotografie trafiły do dokumentów tożsamości dopiero w latach 20. XX wieku,
- zakład fotograficzny Szymborskich, założony w 1896 roku funkcjonuje … do dziś. Protoplasta rodu był właścicielem pierwszego w Białymstoku samochodu,
- prekursor fotografii ulicznej, Józef Sołowiejczyk pozostawił po sobie setki zdjęć, prowadził zakład wraz z małżonką, najprawdopodobniej na Rynku Kościuszki 5 – dziś klasztor i przedszkole Szarytek,
- uzyskanie pozwolenia na prowadzenie zakładu fotograficznego wymagało nieposzlakowanej opinii. Jeżeli nazwisko potencjalnego fotografa miało jakiekolwiek konotacje z powstańcami, wymagano zobowiązania, że zakład nie będzie powielać ich portretów.
Sugestywny obraz codzienności białostoczan dopełniają konkretne, znane nam adresy i piękne zdjęcia. Zachęcam Was do przeczytania książki bo to, co tu opisałam jest tylko subiektywnym wyborem, być może Wy zwrócicie uwagę na coś zupełnie innego? „Fotografowie białostoccy 1861-1915” to idealny, elegancki prezent dla każdego białostoczanina lub …entuzjasty fotografii.
Białystok Subiektywnie ma w zwyczaju wrzucić łyżkę dziegciu do najlepszej beczki miodu. Hmmm co by tu tym razem zmalkontencić? Już wiem, jest! Bardzo mi brakowało tkaninowego sznureczka-zakładki, mogliście na tym państwo-wydawcy nie oszczędzać ?
Wszystkie zdjęcia zamieszczone w artykule pochodzą z książki Fotografowie białostoccy 1861-1915, wydanej przez Centrum im. Ludwika Zamenhofa w Białymstoku. Za ich udostępnienie serdecznie dziękuję!
kurcze muszę przeczytać
Mikusiu mam kolejkę do tej książki ale możesz śmiało ją w prezencie do Ameryki wysłać: jest piękna.
to jestem kolejna w tej kolejce- kiedy będzie dostępna?
Wpuszczę Cię bez kolejki 🙂
Faktycznie książka jest imponująca. Wróbel wyrasta na czołowego znawcę historii Białegostoku. Świetna wiedza jest efektem jego ciężkiej pracy. Tylko pogratulować. I co więcej, jego prace i prelekcje to powiew świeżości – na tym polu zostawia w tyle „starych” badaczy typu Lechowski.
Jednakże to ciągle mało – zostało wiele do zbadania w kwestii historii miasta. A chętnych na poziomie nie widać. Szkoda.
JD, myślę, że chętni na poziomie są ale nie mają siły przebicia…Przyjdzie czas na nową gwardię prawda???
„W 1788 r. parafię bialostocką zamieszkiwało 4058 katolików i 1890 Żydów.” Po 1807 r. pod zaborem rosyjskim restrykcyjnie przesiedlano Żydów do Białegostoku, jeżeli dorzucimy do tego wywózki Polaków po powstaniach (listopadowym i styczniowym) to nie ma się co dziwić statystyce rosyjskiej z 1867 r.
Parafia białostocka, przesiedlenia po powstaniach i dowolność zestawień w czasie i konfiguracji to widzę pana hobby. Wszystko byle coś wykazać ale… co? Proszę się nie krępować.
Statystykami zajmuje się Urząd Statystyczny, ulubionym zaś pytaniem historyka powinno być: dlaczego? co się wydarzyło, że jest tak a nie inaczej? Inspirują mnie Pani prace do stawiania pytań – dlaczego? Dlaczego zdjęcia są podpisane po rosyjsku, (zabrakło wyjaśnienia) czy fotografowali tylko Rosjanie i dla Rosjan? Nie, to był okres silnych represji w zaborze rosyjskim (min.rusyfikacja) nie można było używać języka polskiego. Czy to jest „dowolność zestawień w czasie”?
Zapraszam do lektury książki 🙂 To tylko moja subiektywna recenzja, z całą pewnością znajdzie w niej pan odpowiedzi na frustrujące pytania – została napisana przez historyka i solidnie osadzona w realiach.
Słyszałam już trochę o tej książce. Koniecznie muszę ją zakupić! Taka dawka historii połączona z fotografią to coś niesamowitego! 🙂
Uprzejmie proszę o udzielenie mi odpowiedzi, gdzie aktualnie mogę tę ksiązkę zdobyc> Z poważaniem. B. Chojnowska
Pani Barbaro! Książka jest (w lutym sprawdzałam osobiście) do kupienia w Centrum Ludwika Zamenhofa w Białymstoku.