Tawerna Fisza w Augustowie przywraca bywalcom letniej stolicy Polski wiarę w lokalną gastronomię. Augustów – uzdrowisko, cudownie położone wśród jezior, lasów i szlaków turystycznych. Niestety lata całe (wybaczcie szczerość) klęliśmy na to jak miasto karmi turystów. Tak, tak turystów – ponieważ niestety wiele lokali augustowskich zamyka swe podwoje we wrześniu i bywa, że są na głucho zamknięte nawet w weekend majowy i weekend Bożego Ciała. Nawet w szczycie sezonu turystycznego tu i ówdzie serwowano pierogi z mrożonek, rybkę z zeszłorocznych połowów oraz zupy na vegecie. Tymczasem ta recenzja powstaje po twardych testach. Jedliśmy w Fiszy w listopadzie, marcu i sierpniu. Zgromadziliśmy ponad 100 zdjęć i opinie kilkunastu osób. I szczerze mówiąc, nie możemy się doczekać kolejnej wizyty.
10 rzeczy do zrobienia i zobaczenia w Augustowie – nasz artykuł jest TUTAJ
Tawerna Fisza – lokalizacja, wystrój i… czekadełka
Wiadomo, lokalizacja i wystrój nie są w restauracji najważniejsze jednak w tym przypadku ich aranżacja zaimponuje nawet bywalcom nowoczesnych tawern Porto czy Barcelony. Słowem zanim się głodny człowiek doczeka strawy syci się tym co dookoła. Jest swojsko i przytulnie. Są podusie, kocyki i komfortowe fotele. Fisza ujmuje wygodą ale przede wszystkim jak na tawernę przystało serwuje widoki na wodę. Panoramiczne okna a za nimi wierzby i przepływające statki – co za synergia oczekiwań wobec Augustowa i wodniackich knajpek. Czekamy na jadło trochę jak w nieprzymierzając, turystycznym raju. Tymczasem czekadełko, które w tym czasie wjeżdża na stół jest swoistym żarcikiem w kwestii tawernianego nastroju – oto lokalny pasztecik wykwintnie zaserwowany na… muszli z ostrygi 🙂 Elegancko!

Tawerna Fisza – przystawki
Menu w restauracji jest krótkie ale zmienia się dość często. Do tego organizowane są Festiwale muli (małż), weekendy z pizzą, a w tygodniu, w bardzo przyzwoitej cenie można zjeść przepyszny lunch. Przystawki to istne dzieła sztuki. Ot na przykład śledzik, który wygląda jak torcik lub tatar z aranżacją dodatków godną podziwu. Wołowina doskonała a dobór dodatków do śledzia jest co najmniej niebanalny: blin ziemniaczany, piklowane buraki i majonez chrzanowy. Restauracja serwuje też genialne zupy: na zdjęciu widzicie czarny ramen – przy okazji człowiek się dokształcił ki czort ten ramen 😉 Smak tej zupy to było prawdziwe, pozytywne zaskoczenie ale jeżeli nie chcecie eksperymentować to polecam zupę rybną (chowder) – jedna z najlepszych jakie jadłam w życiu. Zupy kucharz nie żałuje jeżeli jesteście tylko trochę głodni to ramen może stanowić danie główne – jest bardzo pożywny!



Tawerna Fisza. Dania główne, lunche i śniadania
W kwestii śniadań – jedliśmy je w Fiszy latem – potrzebowaliśmy energii bo pedałowaliśmy z Augustowa do Mikaszówki – więc wzięliśmy klasyk – śniadanie angielskie a do tego sezonowe desery – niczego więcej byśmy nie wcisnęli tym bardziej, że je solidnie popiliśmy wspaniałymi autorskimi lemoniadami. Jedna z osób z ekipy testowała burgera z kurkami – podobnież niebo w gębie! Wybaczcie jakość poniższych zdjeć ale akurat przy tym śniadaniu na tapecie były rowery a nie specjalistyczne fotki na bloga.
Przechodząc do dań głównych. Ja będąc w Fiszy dwukrotnie (!) wybrałam to co bardzo lubię a z rzadka jest dobrze przyrządzone – wątróbkę. Skoro dwa razy zamawiałam to widocznie jest tego godna prawdaż 😉 Po pierwsze wątróbka nie jest tłusta, ma wspaniały smak (bo się sprawia w porto) a serwowana jest klasycznie, z jabłkiem i … kamieniami. Żarcik – te kamienie to mięciutkie pampuszki zabarwiane na czarno. Przepyszne są też mini burgerki z szarpaną wołowiną, czy dania lunchowe. Prawda jest taka, że nie ma się w Fiszy do czego przyczepić. Jest pysznie, niebanalnie i spójnie z nazwą – niemal wszystkie potrawy w jakiś sposób nawiązują do jedzenia z tawerny. Wisienką na torcie są fantastyczne wina i bardzo dobrze przeszkolona ekipa – kelnerzy wiedzą co mówią i co proponują. Zapomniałabym! Jest menu dla dzieci – niestety moje pociechy już zrozumiały, że jedzenie dla dorosłych jest lepsze więc niestety tego tematu Wam nie zrecenzuję.
Tak, rozpływam się w zachwycie! Od kiedy znam Fiszę nie mogę przejechać przez Augustów nie wstąpiwszy tam. Mało tego, chodzi mi po głowie wyprawa na ich małże choć to 100 km od Białegostoku…
Świetny artykuł!