Restauracja na Zamku w Tykocinie
Czego się właściwie spodziewamy wybierając restauracje pałacowe, zamkowe czy dworskie? Z pewnością już na starcie mamy wyższe wymagania, chcemy być zaskoczeni i bez wątpienia oczekujemy nawiązania do tradycji konkretnego miejsca. Innymi słowy liczymy na kulinarną podróż w czasie. Dla kucharzy może to stanowić prawdziwe wyzwanie! Dla przykładu – w średniowiecznym zamku ucztowano przaśnie i suto a przecież klient XXI wieku nie będzie kontent gdy mu się każe ogryzać kość a jedynym dostępnym trunkiem będzie miód. Aby sprostać zadaniu należy sięgać do tradycji ale umiejętnie łączyć ją ze współczesnymi, jakże wysokimi wymaganiami. Dziś sprawdzamy jak sobie radzi z historią i teraźniejszością Restauracja na Zamku w Tykocinie.
Zamek w Tykocinie
Wybudowany w XVI wieku, zamek w Tykocinie był fortyfikacją o znaczeniu strategicznym – największą twierdzą na ziemiach etnicznie polskich. To tutaj ulokowano kluczowy dla bezpieczeństwa Rzeczpospolitej arsenał koronny. Na zamku przebywał jego fundator – ostatni z Jagiellonów – Zygmunt August, nieco później skrył się tutaj od zarazy Zygmunt III Waza. W XVII wieku, podczas Potopu rezydowali tutaj wespół ze Szwedami Radziwiłłowie – Bogusław i Janusz. Wreszcie w XVIII wieku ustanowiono w Tykocinie najważniejsze odznaczenie państwowe – Order Orła Białego.
Jak więc jadano na zamku? Z pewnością ludzie każdej epoki mieli swoje upodobania – jednak pewnym jest, że ucztowano obficie i na bogato. Naturalnie korzystano z tego co rodziły okoliczne ziemie ale…nie szczędzono egzotycznych przypraw, które płynęły z krajów Lewantu i niedawno odkrytej Ameryki. Podczas wykopalisk prowadzonych w miejscu dzisiejszego zamku odkryto zadziwiające ilości muszli…ostryg! Skądinąd wiemy, że na stołach obok wieprzowiny i ryb, królował drób i szeroko pojęte ptactwo (np. bażanty, przepiórki, kuropatwy). Z drugiej strony w Tykocinie od XVI wieku bujnie rozkwita życie społeczności żydowskiej. Zasobni i wpływowi Żydzi tykocińscy, znani w całej Rzeczpospolitej, nie mogą być pominięci w menu lokalnej restauracji…
Restauracja na Zamku w Tykocinie – menu
Zacznijmy od przystawek. Karta zawiera trzy propozycje. Każda z nich ma w sobie to coś! Zaskoczeni? My również. Oto pierogi z gęsiną, z grzybami oraz ser koryciński. Wymaganie regionalizmu i łączności z historią zachowane. Zaczynamy od pierogów, które podawane są z omastą i świeżymi ziołami w towarzystwie imbiru. Wykwintny smak gęsiego nadzienia doskonale koresponduje z imbirem. Kto by pomyślał! Pierogi są mięciutkie i aromatyczne.
Drugą przystawką jest zapiekany ser koryciński. Serwowany z sałatką i żurawiną – rozpływa się w ustach. To ser staropolski od lokalnego producenta – jego najwyższą jakość poznacie po smaku. Warzywa są świeże a żurawina nie przesłodzona. Przystawki zakrapiamy żurem – musicie go spróbować – jest idealny! Z jajeczkiem i dużą ilością mięsnego wypełnienia… Szkoda, ze żołądek ma ograniczoną pojemność 🙂 Spróbowaliśmy jeszcze babkę ziemniaczaną, która na zamku ma formę babeczki serwowanej na sosie grzybowym. Absolutny top – z zewnątrz chrupiąca, złota skórka a w środku bogata, idealna konsystencja – jak u mamy!
Przechodzimy do głównego dania. Zdecydowaliśmy się przetestować akcenty żydowskie: bierzemy kreplach i gęsie pipki. W przypadku kreplachu zaskakuje forma jego podania – tym razem nie są to pierożki ale jeden duży pieróg ze smakowitym nadzieniem, do tego… nowoczesna sałatka z kuskusem i sos holenderski. Nadzienie jest drobiowe a ciasto chrupiące. Bardzo ciekawe rozwiązanie dla tradycyjnej żydowskiej potrawy!
Jesteśmy niemal pełni…ale dopiero nadciąga gwóźdź programu czyli gęsie pipki. Co to właściwie jest? Gulasz z gęsich żołądków serwowany z białą rzepą i swojskim chlebkiem. Danie niespotykane i wykwintne – sos zawiera egzotyczne nuty (przyprawy z Lewantu?) a forma serwowania zauroczy najbardziej wymagające marudy. Danie przybywa na prostej desce ale surówkę ozdabiają świeży kwiaty bzu. Wow!
Najedzeni pod korek, z żalem konstatujemy, że potrawy sarmackie zjemy jednak następnym razem. Choć dania są w naprawdę rozsądnych rozmiarach nie mamy już szansy wcisnąć kociołka czy sandacza. Deser też już nie dziś, choć kuszą tajemnicze …smażone lody (!). Z przyjemnością wrócimy tu przy następnej okazji, tym bardziej, że ceny też są bardzo przyjazne. I na koniec: wszystko popijaliśmy litewskim kwasem chlebowym z beczki – musicie go spróbować. Chyba, że możecie sobie pozwolić na skosztowanie wina. Karta win na Zamku w Tykocinie to już zupełnie inna historia…Rzecz dla koneserów!
Restauracja na Zamku w Tykocinie – smaczki
Oprócz udanego, nowoczesnego połączenia kuchni polskiej, litewskiej i żydowskiej – najbardziej zaskakującym odkryciem był fakt prowadzenia przez Zamek …ogrodu! Kwiatki zdobiące dania, zioła, czosnek czy szczypior pochodzą z własnej uprawy! I to się chwali – prawdziwy slow food. Do tego ser koryciński od pobliskiego producenta i gęsina od lokalnego hodowcy. Jako jedna z niewielu w regionie, Restauracja na Zamku w Tykocinie serwuje gęsinę przez okrągły rok – nie tylko na świętego Marcina 🙂 Obserwujcie stronę i Facebook Zamku – sporo się tam dzieje. Oblężenie twierdzy czy Noc Restauracji przyciąga tłumy ale na spokojną degustację wykwintnej kuchni warto się wybrać do Tykocina w mniej newralgicznych momentach. Smacznego!
Restauracja na Zamku w Tykocinie
ul. Puchalskiego 3
16-080 Tykocin
tel. 513 434 296
A gdzie jakaś adnotacja wcześniejsza, że artykuł zawiera dość bezpośrednią lokację produktu? Przyznam, że jako stały czytelnik bloga, spodziewałem się ciekawej historii o skądinąd ciekawym miejscu, a dostałem prostą reklamę. Powiem więcej… Widząc nagłówek, myślałem już nawet o odwiedzeniu lokalu w celach „obiadowych” w weekend, ale po tej treści odrzuciło mnie. Wolę od razu kilka jeszcze nie przetestowanych miejsc na Podlasiu.
Dział kulinaria istnieje od początku funkcjonowania bloga – wcale nie musi pan z niego korzystać, „lokowaliśmy” już kilkanaście knajpek :). Czy recenzja Baristacji, Tartaliny albo Innej Bajki też była prostą reklamą? A o zamku jeszcze będzie – tym razem recenzja kuchni zamkowej. Pozdrawiam!
Gdy się czyta Twoją recenzję, miałoby się ochotę tam wrócić raz jeszcze. Ale jakoś nie podpasował mi klimat tego miejsca w zeszłym roku. Pierogi z gęsiną pojawiły się chyba na naszym stole i były ok. Gęsie pipki jednak nam nie podeszły. Zapiekany ser koryciński – to brzmi ciekawie. Dla niego może się kiedyś skuszę raz jeszcze na zamek.
P.S. Gdy byliśmy na wizycie studyjnej w Tykocinie, ludzie bardzo chwalili Pierogarnię przy rynku. Mam zamiar ją odwiedzić, jak i skorzystać, jeśli się uda z oferty Alumnatu – kilka razy już próbowałem podchodzić i zawsze było to z jakichś względów niemożliwe.
W Alumnacie jadłam ale Pierogarnia to świeża sprawa. Przez trzy niedziele robiłam podejścia – nieudane, zawsze pełno 🙂
Byłem w Pierogarni i wróciłbym tam jeszcze raz. Wspaniałe potrawy, chociaż trzeba na nie trochę poczekać, ale restauracja rzetelnie nas o tym informuje.
Absolutny raj na ziemi. Bede tu wracać kiedy będę mogła. Przemiła obsługa szczególnie jedna Pani z dużym stażem. Pyszne jedzonko.
Każdy ma swoje miejsce na Ziemi. Moje jest TU.
K woli wątpliwości piszę o zamku w Tykocinie.