Tętniący handlem, gwarny Rynek Sienny oraz targowica na Bema w Białymstoku to miejsca kultowe, owiane mitem i swoistą tęsknotą. Realia tych targów powoli się zacierają. Handel na Bema zakończył się w lutym 1992 roku. Pod koniec lat siedemdziesiątych Joanna Siedlecka popełniła cykl genialnych reportaży o Białostocczyźnie… Mała, zapomniana książeczka pt. „Stypa” to kopalnia wrażeń dla każdego fana Podlasia. Dziś u nas fragmenty tekstu „Naprzeciw wiatru nie dmuchniesz”, który odsłania detale i codzienność handlarzy z rynku przy ul. Bema w Białymstoku.
Naprzeciw wiatru nie dmuchniesz – Joanna Siedlecka fragmenty reportażu z 1977 roku
„Targ jest w czwartek, ale sporo furmanek przyjeżdża już w środę. Łatwiej wtedy przejechać przez Białystok, łatwiej o dobre miejsce na placu, a gdy przywiozło się mięso – w hali. Nie trzeba wówczas się tłoczyć przy wspólnym stole. Dostaje się wydzielony kąt, pieniek, ladę, pod którą można się schylić, strzelić sobie kielicha, zagryźć kiełbaską z rożna. Warto więc opatulić się w coś ciepłego i jakoś tam przedrzemać nockę.

Ruch zaczyna się już o szóstej. Od siódmej do dziesiątej prawie nie sposób wejść na targowisko – chyba że za pomocą łokci. Ci, którzy się nie zmieścili, rozkładają towary wzdłuż ulicy Bema, na której w czwartki, niczym na rogu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich, milicja reguluje ruch uliczny. Naokoło targowiska i na pobliskich uliczkach samochody nie tylko z rejestracją białostocką, ale i z całej niemal Polski. Gwar, głośna muzyka (reklamują radia) od czasu do czasu krzyk osoby okradzionej – ostatnio na przykład poszło 12 tysięcy za krowę. Około czternastej wszystko ma się już ku końcowi. Posprzedają, nakupują, rozszarpią wszystko niczym ptaki i do autobusów, na furmanki, do domów! W pozostałe dni – pusto. Prawdziwi handlarze na targach w innych białostockich miejscowościach.

Rynek to cztery sceny…
Są tu cztery sceny: plac (sprzedaż z wozów konnych, samochodu, obnośna z ręki, wózka ręcznego, stołu obitego blachą), hala (mięso, nabiał, warzywa), pawilon rzemieślniczy z najprzeróżniejszymi sklepami i baryk, czyli bar samoobsługowy trzeciej kategorii.

Plac
Każdy niby ważny, każdy ma przecież towar, ale i tu widać wyraźną hierarchię. Na brzegu, na stołach krytych blachą, a więc na miejscach najlepszych – zagranica, czyli walizki pełne różności z krajów, do których jeżdżą białostoczanie. Najwięcej oczywiście ze Związku Radzieckiego, bo blisko, wyjeżdża się często, przyjeżdżają Rosjanie. Są więc radia, aparaty fotograficzne, futra ze sztucznych karakułów, „duchi” (perfumy) o mocnym zapachu, kawa, herbata, kawior, zabawki – przede wszystkim wielkie, mówiące i chodzące lale. Na drugim miejscu NRD, czyli jakie tylko chcesz obuwie, które – jak widać – można jakoś przewieźć. Za NRD – Węgry, to znaczy ciągle modne bluzeczki boucle z wyszywanymi kwiatkami, i główny cel wypraw do tego kraju – kolorowe, grube dywany po 12, 14 tysięcy, którymi obwiesza się płot otaczający targowisko. Egipt to złote pierścionki, łańcuszki z Nefretete, ozdobne dzbanuszki, ślicznie prezentujące się na meblościance. Turcja to również złoto (…) i haftowane kożuchy. Kiedyś była i Czechosłowacja, ale skończyła się, gdy zabroniono wywozić stamtąd dziecinne rzeczy i celnicy dość dokładnie przeglądali bagaże. (…)

Naokoło rzeczywiście atmosfera zagranicy. Nikt nie chce byle czego. – Czy to aby na pewno zagraniczne? Czy to z importu? – pytają klientki i przyglądają się uważnie towarom. Bardzo często sprzedawcy przyszywają tylko zagraniczne metki. (…)
Na prawo od zagranicy, czyli loży targowiska, miejsca boczne, ale równie dobre: szpaler ludzi, którzy na pierwszy rzut oka nic nie sprzedają, tylko tak sobie stoją. Dopiero po chwili widać, że wszyscy mają palce ściśnięte w kułak, a na nich towar, który rozsławia białostockie targowisko w całej Polsce – złote pierścionki, obrączki, zegarki, bransoletki. (…) I to wszystko nie tylko bardzo piękne, nie tylko jest oznaką zamożności, ale przede wszystkim – najlepszą lokatą gotówki.
Obok złotego szpaleru nadal miejsca pierwsze. Kuśnierze albo ich ludzie noszą futra, kołnierze z lisów, lisy. Co do futer, szykownie jest mieć karakuły, a jeszcze lepiej tchórzofretki, (…). Wprawdzie w tchórzofretkach najszczuplejsza nawet kobieta wygląda jak szafa, ale trudno, widać za to, że ma pieniądze.

Ciągle jeszcze brzeg placu, więc nadal miejsca pierwsze – stałe stragany z warzywami, plastikową galanterią. Najbardziej oblężony jest stragan z przebojem targowiska, prawdziwą złotą żyłą, czyli sztucznymi kwiatami. Biedniejsi kupują kwiaty tylko z bibułki, bogatsi z plastiku (…). Każda kobieta, która wraca z targowiska, wiezie do domu sztuczne kwiaty. Dekoruje się nimi nie tylko mieszkanie. Ślicznie wyglądają też we wnętrzu fiata czy syrenki. (…). Między zagranicą, złotym szpalerem i straganami kręcą się kobiety trudniące się „sprzedażą obnośną z ręki”. (…) Noszą ciuchy, peruki (ciągle jeszcze niezłe idą – przerzuciła się na nie wioska), portfele z mrugającą Japonką, ladszafty i landszafciki. (…)
Za straganami i zagranicą – starzyzna, a to już miejsca drugie. Dalej trudniej się dopchać i szyk nie ten. Sprzedawcy na stołeczkach, latem na bosaka, towar na ziemi, na gazetach lub w starych, dziecinnych wózkach. (…) -Wybierają mój towar biedniejsi miastowi – mówi pani Kuczyńska. – Wieś boi się używanych rzeczy. Po kimś? – dziwi się. Boją się choroby. (…)
Bardziej na lewo starzyzna meblowa. Metalowe łóżka, okrągłe stoły, nocne szafki, etażerki. – Kupują głównie dla sublokatorów – mówi sprzedawca pan Niedzielski. – Dla siebie nikt już czegoś takiego nie chce. Ta etażerka, na przykład, pójdzie na pewno na jesieni. Wezmą ci, którzy trzymają uczniów na stancji – nie będą im przecież kupować regałów!

Na krańcach targowiska, a więc na miejscach ostatnich, ponieważ najtrudniej się tam dopchać – furmanki z pobliskich wsi. Z Zabłudowa, Studzianek, Dobrzyniewa, Żółtek. Jeszcze z dziesięć lat temu, gdy targowisko mieściło się na Siennym Rynku, przyjeżdżało ich nieporównywalnie więcej. Czwartek był dniem, kiedy zajmowały chyba pół miasta.
Przyjeżdżałem tutaj kiedyś co tydzień – mówi Antoni Kamiński , sołtys z Czarnej Kościelnej. – Teraz już najwyżej na Jana (…). Skup mam teraz co krok. Rząd skupuje wszystko na miejscu – nawet gliniane garnki. To po co będę marnował konia i czas? – A ja przyjeżdżam choć mam blisko do skupu – mówi Antoni Kalinowski z Łapczyna niedaleko Sokółki. – Tam ceny ustalone, tu powiem swoją i niektórzy biorą. Poza tym na skupie raz-dwa i po wszystkim, a tu człowiek posiedzi, popatrzy na ludzi, pogada, wypije, bo co za targ bez wódki? Nie trzeba nawet schodzić po nią z wozu – noszą, ile tylko dusza zapragnie.
Punkty skupu zmieniły także targowe obyczaje. Znika na przykład targowanie się. Chłopi wcale nie chcą opuszczać cen. Gdy nie sprzedam, zawiozę do skupu! – mówią. I to niestety, prawda, tak że klienci płacą bez słowa. (…)
Coraz dalej
Ulica Bema jest trzecim z kolei miejscem białostockiego targowiska. Początkowo targ odbywał się na centralnym placu koło ratusza, czyli na obecnym Rynku Kościuszki. Pod koniec XIX wieku rada miejska przeniosła targowisko na ówczesne krańce miasta. I tak u wylotu ul. Surażskiej (obecnie Wesołowskiego) powstał Rynek Sienny, a przy ulicy Piwnej Rynek Rybny. Obydwa targowiska łączyła ulica SuchaNa Rybnym Rynku najwiecej było jakich tylko chcesz ryb. W hali stały ich pełne wanny, w sklepikach koło hal – pełne beczki. Handlowali nimi przede wszystkim Żydzi.

Centralnym punktem Rybnego Rynku była hala podobna do warszawskiej Hali Mirowskiej. Sklepy znajdowały się też w pobliskich żydowskich kamienicach. (Wasze ulice nasze kamienice – odgryzali się Żydzi, gdy mówiono im, że nie są u siebie). Furmanki stały tylko na Siennym Rynku, gdzie sprzedawano zboże i wszystkie produkty rolne. (…) Po wojnie centrum targowiska przesunęło sie nieco. Rozebrano halę, a wokół Siennego Rynku postawiono tyle bud, że było ich wiecej niż przy Suchej. I tak Sienny Rynek awansował na miejsce główne. Ale centrum miasta rozbudowywało sie coraz bardziej w tym kierunku, a ponieważ drewniane budy nie były najpiękniejsze, furmanki przejeżdżały głównymi ulicami, co nie tylko psuło miastu opinię, ale i utrudniało komunikację – przeniesiono więc targowisko na ul. Bema. Wydawało się, że już na stałe. Ale Białystok nie stoi w miejscu. Było z 10 lat spokoju i rozbudowujące sie Centrum zbliża się tu coraz bardziej. Znów trzeba bęzie stąd uniekać. Tym razem chyba daleko. Zostanie tylko pawilon. Reszta za miasto. (…) 1977 rok.

To tylko fragmenty reportażu Joanny Siedleckiej – serdecznie zachęcam Was do przeczytanie książki „Stypa” – takich perełek znajdziecie tam o wiele więcej!
Zdjęcie wiodące na którym widzimy Rynek Sienny w początkach lat 90. XX wieku, stanowi własność pani Grażyny Agnieszki Rogali – serdecznie dziękuję za możliwość użycia go na blogu!

Ile to razy się chodziło na Bema i marzyło o pierścionkach i innych świecidełkach ah
Fajny blog, Pani Anno.
Pozdrawiam,
ze szwedzkiego lasu,
M. Kalinowski
Nikt już nie pamięta rynku na Bojarach ? Był w miejscu dzisiejszego PSS BOJARY obok hala z mięsem budka z lodami nakładanymi między dwa wafelki budki szewców rymarzy itd.
Moja pamięć sięga lat pięćdziesiątych , Wodopój , Staromiejska , Mazowiecka Cuter , i Bazarowa loteria , ” i bomba do góry za pięćdziesiąt groszy ” z grupką dzieci w koło . Przeniesienie bazaru na tereny cmentarza Żydowskiego zapoczątkowało zmiany strukturalne w handlu , hala mięsna i bar targowy PSS Społem ,Komendą Miejską Milicji do nadzoru handlu na Bema . Pamiętam pierwsze mini kasyno znajdujące się na stołach namiastka wyścigów konnych ” Ruletka ” . Łata 90 i rozrost dzikiego handlu Zarząd miasta podejmuje decyzję ucywilizowania tego handlu obiecując rzetelnie Kupcom niedopuszczenie do powstania w śródmieściu konkurencyjnego targowiska i jak z zasady ich oszukując pozwalając Zarządowi Jagiellonii na utworzenie mini targowiska w obrębia stadionu , złamano zasadę i oszukano naiwnych kupców i to nie ostatni raz . Obecnie targowisko przy ul. Kawaleryjskiej przechodzi kryzys sowiej naiwności ale wieżę że swoją determinacją i operatywnością wyjdzie obroną ręką , ponieważ mając towar i tej z najwyżej pułki i to w dostępnej cenie poradzi sobie , pomimo kłód rzucanych przez Zarząd miasta i jego Prezydenta . przykład z brzegu , ograniczenie i zmiana kursowania linii autobusowych ( jedenastka nie powróciła na sowią trasę pomimo kilkakrotnych monitów ze strony Kupców i kupujących ) !