Czy Soce są zamieszkane przez Indian?
Autochtoni to rdzenna ludność danego obszaru, innymi słowy – przed nimi, na danym terenie nie było nikogo. Najbardziej znanymi pierwotnymi osadnikami są Indianie amerykańscy czy Aborygeni australijscy. Na Podlasiu, we wsi Soce spotkacie prawdziwych „Tutejszych” zwanych „Podlaszukami”. Skąd o tym wiemy?
- Zachowały się stare księgi protokołów sądowych dzięki którym można m.in. zbadać skład etniczny mieszkańców Soc. Oto poznajemy Kondrata Tarasiuka, Semena Kozaczuka, Antona, Tarasa, Nastuchę, Samusia czy Daniłę Iwaniuka. W aktach tych nie zachowało się ani jedno nazwisko polskie, wszyscy osadnicy byli ewidentnie pochodzenia ruskiego (tereny dzisiejszej Ukrainy).
- Drugim bezsprzecznym dowodem jest język jakim do dziś posługują się mieszkańcy. W uproszczeniu, jest to gwara północnoukraińska i nawet laik usłyszy twardo wymawiane, podobnie jak we współczesnym ukraińskim języku literackim słowa, np. “tebe”. W białoruskim języku literackim obowiązuje forma “ciabie”, a Polak powie “ciebie”.
- Czy wieś powstała w XVI wieku na skutek karczowania puszczy i osadzania ludności przez urzędników Królowej Bony? W takim razie dlaczego w dokumentach nie znajdujemy żadnych polsko brzmiących nazwisk? A może jednak osada ta istniała od czasów przedchrześcijańskich? Tego nie wie nikt…Jednak niezaprzeczalnie wszyscy mieszkańcy Soc wyznają prawosławie zaś Zygmunt Stary (małżonek Bony) ufundował w pobliskiej Narwi kościół katolicki. Patronem wsi Soce jest Prorok Eliasz – uosobienie gromowładcy. Jego kult jest pozostałością wierzeń przedchrześcijańskich – zastąpił on prasłowiańskiego Peruna. Czyż nie jest to cenna wskazówka?
Burzliwe losy Soc
Jeżeli już rozstrzygnęliśmy pradzieje, warto zgłębić dalszą historię tej wsi, jest naprawdę niesamowita!
- Soce leżały na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego. W I poł. XVI wieku pracowita Królowa Bona poszukując metod na zapełnienie królewskiego skarbca rozpoczyna reformę dóbr królewskich. To właśnie w efekcie tych państwowych „porządków” powstają na Podlasiu wsie ulicówki, znikają małe rozproszone osady i rozpoczyna się kolonizacja Puszczy Bielskiej.
- W dokumentach, Soce pojawiają się już w 1541 roku – oto na pergaminie z królewską pieczęcią cofnięte zostają mieszkańcom nadmierne obciążenia jakie na wieś nałożyła wcześniej Bona. Prosty wniosek: osada musiała istnieć już przed 1540 rokiem.
- Podczas gdy inne wsie przechowują swoją historię choćby w nazwie, w przypadku Soc nic nie jest pewne! Spotkacie się z różnymi teoriami. Jedna mówi, że chodzi o sączenie się strumyka który przepływa przez wieś. Językoznawcy twierdzą, że chodzi o nazwę rodową pierwszych osadników – od nazwy osobowej Sac (cerkiewne Sasonij, Sofonij, Sossij) a jeszcze inni dowodzą że to od „soczenia” czyli strzeżenia (lasów, terenów).
- W 1576 roku Soce leżały na „46-u włókach gruntu podłego” a we wsi funkcjonowała karczma i młyn o jednym kole za który podatek płacił niejaki Sawka.
- Na skutek wojen XVII-o wiecznych, które przetaczały się przez terytorium województwa podlaskiego liczba ludność na tych obszarach zmniejszyła się o połowę. Sytuację pogorszyły uporczywe nawroty epidemii. W XVIII wieku nie było lepiej. W latach 1700-1710 przez te tereny 8 razy przemaszerowały wojska – bezlitośnie łupiąc i grabiąc. Dzieła zniszczenia ponownie dokonały fale morowego powietrza.
- Od 1719 roku Soce wchodzą pod zarząd starosty bielskiego… Jana Klemensa Branickiego. Hetman wielki koronny i pan na Białymstoku nie ma litości dla Soc. Dochodzi do eskalacji – mieszkańcy sądzą się z hetmanem oskarżając go o ciemiężycielstwo i inne nieprawidłowości opisane w 13-u punktach supliki (skargi). Niestety nie wiemy jaki wyrok zapadł ale… nie trudno się domyślić.
- Za czasów Izabeli Branickiej tj. po śmierci hetmana, w 1772 roku we wsi mieszkało 60 gospodarzy. Słomą kryta karczma oraz stary browar (!) potrzebowały remontu.W 1790 roku gospodarzy naliczono już…82. Wieś powoli podnosiła się z wojennej pożogi.
- W 1796 roku dzierżawca dóbr rybołowskich (w których skład wchodziły te obszary) pisze skargę i prosi samego króla aby nakazał mieszkańcom wsi Soce i Trześcianka posłuszeństwo! Krnąbrność mieszkańców Soc jest dokładnie opisana. Oto nie wypełniali oni swoich powinności: odmawiali chodzenia na ciesiołkę, nie dostarczali drewna, nie reperowali swojej karczmy. Mało tego – karczmarza czy karczmarkę wyganiali, bili i statki tłukli! Do tego „…hałasy robią i słowa dobrego nie dadzą”. Dalej opisane są karygodne matactwa – picie w karczmie na tzw. zeszyt a potem zwalanie długu na całą gromadę. Ojojoj!
Soce stanowią część „Krainy Otwartych Okiennic” czyli zespołu trzech uroczych wiosek położonych w dolinie Narwi. Łączy je ze sobą m.in. charakterystyczne zdobnictwo chat. Takie detale są typowe ale dla … wsi rosyjskich. Skąd się wzięły na Podlasiu? Jak się potoczyły losy wsi w XIX i XX wieku? Jak wyglądało życie religijne? Co stanowi o unikalności Soc? O tym wszystkim przeczytacie na moim blogu, w części drugiej: TUTAJ.
Galeria zdjęć Tadeusza Doroszko
Piękne zdjęcia z Soc udostępnił na potrzeby tego wpisu pan Tadeusz Doroszko, mieszkaniec Ciełuszek, muzyk, artysta, fotograf. Bardzo serdecznie dziękuję! Przeczytajcie co Tadeusz pisze o swojej pasji:
” Przebywanie w tak pięknym i inspirującym miejscu sprawiło, że fotografia stała się odkrywczą podróżą do wnętrza samego siebie oraz trudno wytłumaczalnym połączeniem marzeń z rzeczywistością. Staram się przekazać na swoich zdjęciach nie tylko to co widzę ale również to co czuję. Niejednokrotnie podczas fotografowania popadam w stan niesamowitej ekscytacji i mam wrażenie jakbym był w zupełnie innym świecie. Przeważnie wtedy udaje mi się zrobić zdjęcia z którymi jestem mocno związany. Nie zdawałem sobie sprawy, że fotografia może być tak pięknym dopełnieniem muzyki a właściwie, w moim odczuciu jednym i tym samym. Dopracowując zdjęcia często słucham muzyki i wydaje mi się, że jest ona słyszalna podczas ich oglądania…”
Inną galerię Tadeusza poznaliście przy okazji wpisu o Ciełuszkach. Czytelników odsyłam do strony pana Doroszko gdzie znajdziecie dziesiątki genialnych zdjęć z Podlasia.
Soce, gmina Narew, powiat Hajnówka
30 km na południowy – wschód od Białegostoku,
3 km od trasy Białystok – Białowieża (DW 685)
Tworząc ten wpis bazowałam na artykule pt. „Wieś Soce – historia i zabytki” autorstwa I. Górskiej, Joanny Kotyńskiej Stetkiewicz, Anety Kułak i Grzegorza Ryżewskiego. Artykuł ukazał się w zeszycie 21 Biuletynu Konserwatorskiego województwa podlaskiego.
świetny artykuł a zdjęcia CUDOWNE
Świetnie napisana historia pięknego miejsca. Soce fascynują swoją urodą i niesamowitą aurą. Położone malowniczo wśród lasów zdają się oderwane od współczesnego świata. Jest w nich coś, co każe zboczyć z głównej drogi i choć na chwilę zanurzyć się w tym niezwykłym miejscu
Serdeczne dzięki! Postaram się aby następna część też była ciekawa 🙂
Dzięki Mikusia!
Brawo – bardzo ciekawy artykuł i klimatyczne zdjęcia. Okazuje się, że historia naszych wsi jest równie wciągająca, jak i ta wielka Historia.
Osobiście uważam, że jest ciekawsza niż ta wielka bo dotyczy nas samych. Dzięki za komplement i zapraszam do śledzenia bloga.
Witam, Was i pozdrawiam serdecznie:-) Jeśli chodit o Sacie to jakraz moja rodina 🙂 bo moja baba Mańka pochodiła z Saciuow z d. Kononczuk a po hulicznomu Staruszkowy. Jeśli chodit o nazwu to staryje ludi howoryli szto chto z Saciuow to „Sycz” prozywali. Do dziś jest takaja rodzina w Puchłach . A perszy mużyk tatowoj tioty Helenki szto zhinuw u wojnu Andrejuk toże byw „Sycz”. Ale najciekawi’ejsze to toje szto Dawidowicze to przecież Stryl’ci’e, a Puchły na starych mapach wystupajut jako Richły.To jest przedmiotem badań moich i Marka Korniluka 🙂 Majemo ryeczku Narwu jakuju perejszli koliś rychły siczowyje strylcie i tut osiedliliś ???!!!:-). Strylećki kolonii od storony Saciuow dochodiat do reczki Rudnia nad jakoju ja wychowuwawsie i łapaw meńki i juny de była nasza łąka jakuju koliś z bat’kom u dwoch za deń rukami dali rady wykositi jak kuoń strah i tachtor ne muoh wjechati. A pola tyje nazywajućcie Ozeryska. Jak pered Saciami koło Majzela i Ryhoroczka byw mlin to spiętrzali tam wody i było jak oziero (stąd ozeryska). Wszystkie nazwy późniejsze naszych miejscowosci to spolszczenia Soce (Sacie, Sycze), Dawidowicze Dawidowe wicze ( wieże)ale nazwa miejscowa to (Stryl’ci’e) i chyba zrusyfikowane Richły na Puchły zaraz na początku XIX w.
Profesorowie od nazw wystarczy aby pojechali tam porozmawiać to nie musieliby zmyślać ale wygląda że pisali na zamówienie często wypaczając historyczne nazwy. Cieszy mnie natomiast zainteresowanie tematem potomków którzy coraz liczniej wracają na rodinu :-):-):-)
As Sławek Trofimiuk
Dzięki Sławku za świetny wpis w tym północnoukraińskim języku 😉
Soce , Puchły , Ciełuszki, Trześcianka – świetne miejsca na rowerową wycieczkę. Ciekawie napisany artykuł oraz ,,klimatyczne” zdjęcia.
Serdeczne dzięki! O wycieczce rowerowej muszę też kiedyś napisać. Wszystko w swoim czasie 🙂
No i „Nad Buhom i Narwoju” z lubością i podnieceniem mogło zacytować na swoim profilu jedno jedyne zdanie z tego artykułu, w którym mowa o gwarze ukraińskiej 😛 Jedyna ważna informacja 😀
Szczerze mówiąc z rana, po opublikowaniu artykułu zatkało mnie. Dostało mi się z kilku stron za politykowanie (!) i pisanie „bzdur”. Na szczęście, znawca tematu, pan Mateusz Stryczula ostudził te ataki. Chodziło o język białoruski, Białoruskość mieszkańców vide moje sugestie o ich ukraińskości. Nic nie pomagało tłumaczenie, że w artykule jest mowa o czasach sprzed XVI wieku, o osadnictwie pierwotnym. Zacytuję tu komentarz pana Stryczuli: „Nikt nie pisze tu, że mieszkańcy to Ukraińcy. Spokojnie. Jest mowa o charakterze mowy która należąc do gwar podlasko-poleskich jest określana przez samego prof. Kondratiuka, bądź zespół naukowców PWN tworzących „Atlas gwar Bialostocczyzny” jako północno ukraińska, a w najlepszym razie przejściowa bialorusko-ukraińska. A że przodkowie mieszkańców Soc przyszli w średniowieczu z terenu dzisiejszej Ukrainy (Polesie/Wołyń) to też fakt. Nigdzie w tekście nie znalazłem zaś informacji o „Ukraińcach” A jedynie o „ruskosci” co również jest prawdą. Bialoruskosc tych stron jest bez wątpienia wtórna i nowsza od obecnej zawsze „ruskosci”. 🙂
Nastąpiła pani po prostu na ważny odcisk – zasadniczą linię podziału między ubogą propagandą działaczy ukraińskich (przykład „Nad Buhom i Narwoju”, który z całego tekstu podniecił się tylko tym jednym zdaniem) a jeszcze uboższą propagandą większości działaczy białoruskich (którą wykarmiona była ta osóbka-agresorka na fejsbuczku). Obie grupy nie uznają, że linia podziałów językowych nie musi zbiegać się z podziałami narodowymi. Dla Nad Buhom i Narwoju to, że ludzie mówią „gwarą północnoukraińską”, równa się temu, że są to prześladowani od dziesięcioleci Ukraińcy, którzy powinni kochać Lesię Ukrainkę, Tarasa Szewczenkę i chociaż raz w życiu odbyć rytualną pielgrzymkę do Kijowa. Żyjący z dotacji Białorusini muszą zająć zaś pozycję dokładnie odwrotną i atakować z kolei m.in. wszelkie klasyfikacje filologiczne, które nie rozmydlają ukraińskości tych gwar – bo naiwnie myślą, że w ten sposób wytrącają z ręki argument Związkowi Ukraińców Podlasia i pokrewnym stworom. Więc przy każdej okazji pojawiają się takie agresorki, które będą krzyczeć, że to gwara przejściowa, czy jaka tam, byle tylko nie ukraińska. Bo i u nich pomieszało się pojęcie języka i narodowości. A z kolei, gdyby założyć, że nawet i przepisałaby pani z jakiejś publikacji, że to gwara przejściowa, to i tak jeszcze gorzej przyatakowanoby panią z ukraińskiej strony, że pisze pani bzdury i uległa białoruskiej propagandzie, którą zasiał na Podlasiu Stalin (stała śpiewka NBiN) 😛
PS Optymalnym byłoby tak w ogóle, gdyby to podniecające zdanie miało kształt: »usłyszy twardo, wymawiane podobnie jak we współczesnym ukraińskim języku literackim słowa, np. “tebe”. W białoruskim języku literackim obowiązuje forma “ciabie”, a Polak powie “ciebie”«.
/Bo są różni Ukraińcy i różni Białorusini, z różnymi gwarami i z różnymi językami ojczystymi. A trochę inna rzecz to abstrakcyjne języki literackie z ich regułami wymowy. Oczywiście ja rozumiem uproszczoną konwencję tego artykułu – po prostu napisałem, jakbym ja osobiście wyważył słowa w tym zdaniu, znając zaciętość naszych białoruskich i ukraińskich zjadaczy dotacji/.
A ja, jak to się u nas mówi, robię trochę za „dobrego durnia” 🙂 Wiedziałam oczywiście, że jest taki podział ale nie uświadamiałam sobie, że aż taka jest czujność i przewrażliwienie! Bardzo mi daleko do tej całej polityki i staram się być bezstronna. Lubię Białorusinów i Ukraińców. W domu w dzieciństwie leciały Dubiny, na studiach słuchało się „The Ukrainians”. Z tego wszystkiego wyniosłam wielkie przywiązanie do Podlasia, takim jakie jest.
Bardzo panu dziękuję za komentarze i skwapliwie skorzystałam z sugestii. Serdecznie pozdrawiam.
Fantastyczny artykuł
Wielkie dzięki 🙂
Warto jednak zauważyć, że Soce to nie jedyna taka „indiańska wieś” – na Podlasiu są setki miejscowości zamieszkanych przez autochtoniczną, ruską, prawosławną ludność rozmawiającą w gwarach wschodniosłowiańskich. Co zabawne, gdy zdjęcia z tych okolic są publikowane na różnych stronach i fanpagach, pojawiają się liczne komentarze, że te okolice i ich mieszkańcy to esencja polskości, choć tamtejsi ludzie nie są Polakami, ani też po polsku nie rozmawiają.
To prawda, takich wsi jest mnóstwo, jednak jestem daleka od stwierdzenia, że Ci ludzie nie są Polakami. Trzeba by było ich zapytać…Ja się czuję Polką ale moja babcia się nią nie czuła. Także chyba jesteśmy świadkami historycznych zmian w świadomości. I Rzeczpospolita była domem dla wielu wyznań i narodowości – można nazwać te wsie esencją dawnych polskich kresów prawda?
Jako przedstawiciel opisywanej grupy ludności mogę o tym zaświadczyć, ale jeśli ktoś chce – proszę pytać. Co to tych „historycznych zmian świadomości” – moim zdaniem jest to raczej zanik świadomości, tego kim się naprawdę jest, a przyjmowanie światopoglądu i wartości wyznawanych przez większość w imię wygody, z powodu strachu? Na to już odpowiedzieć nie umiem, ale skoro babka nie była Polką, a wnuczka już ją jest, to musiał nastąpić jakiś poważny skok rozwojowy! Któraś matka nie-Polka musiała urodzić polskie dziecko, choć nie wiem jak, bo cytując Solejukową z Rancza „matka cudzego dziecka przecież nie urodzi”.
To moja mama, do dziś zadeklarowana Białorusinka urodziła mnie, Polkę. Asymilacja nastąpiła w latach 70-ch. Baaardzo szybko…
Badam genealogię swojej rodziny. Znajduję w większości korzenie polskie, ale są też spore gałęzie” prawosławna rusińska na tereni dzisiejszego Polesia białoruskiego i najprawdopodobniej ewangelicka na styku Śląska z Wielkopolską, ale czy niemiecka, z braku dalszych dokumentów nie dojdę. Takie badania dają poczucie, że o przynależności do danej grupy narodowej, zwłaszcza na styku różnych kultur nie decydują geny czy ich mieszanka, a świadomość. Dlatego tak naturalne jest, że osoba o świadomości narodowej białoruskiej rodzi osobę, która czuje się Polką. W drugą i w każdą inną stronę też to działa. Stąd na przykład taki Augustyn Mirys, malarz nadworny Jana Klemensa Branickiego miał w sobie szkocką krew, sam czuł się najpewniej Francuzem, jego syn Dawid również, ale córka wychowana w Rzeczypospolitej, najpewniej Polką.
Do którego wieku dotarłeś w swych badaniach Daniel?
To zależy od konkretnej gałęzi. Nie dla wszystkich się da, ze względu na brak ksiąg metrycznych. W jednej do końca XVIII wieku, gdzie ustaliłem imiona przodków 11 pokoleń wstecz. Ale ja wciąż docieram w wolnych chwilach, których wcale nie tak wiele.
No to pięknie!!! Super sprawa. Znasz Marka Korniluka? Jest świetny – ma dostęp do totalnie kosmicznych zasobów 🙂
Przyznam, że dawno nie spotkałem się z tak trafną oceną tych wszystkich podlaskich zdjęć jakie krążą po odmętach internetu za fejsbukowej ery. Faktycznie w oczach tysięcy Polaków zdjęcia z Soc, Narewki, czy Rajska jawią się nie tyle jako pewien ginący już obraz dawnej wielonarodowej Rzeczpospolitej, ale prędzej przedstawiają „piękną polską wieś”. To pokłosie niewiedzy, gomułkowszczyzny, a nade wszystko wewnętrznego oporu, że można żyć w granicach RP, a nie być etnicznym Polakiem. Zgodzę się też, że obserwowane dziś przechodzenie autochtonów do świadomości polskiej może wynikać z refleksji i jest zupełnie świadome (jak u pani Anny) lecz u większości to prosty oportunizm, pójście z prądem i łatwizna. :/
Osobiście nie poznałem. Ale słyszałem sporo… Także dzięki Tobie 🙂
Super. Poprosze część drugą.
Dziękuję i obiecuję, że część druga powstanie, myślę że za 2-3 tygodnie.
Jest już koniec września…popularność bloga i mnogość pomysłów trochę mnie przerosła…druga część wpisu o Socach, o Bramie Pałacu i o Dojlidach powinny się ukazać w październiku. Proszę o cierpliwość i pozdrawiam wiernych czytelników 🙂
A tutaj jest ciekawsze info 🙂
https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/2016/04/22/poczet-krolow-lechii-kosciol-w-polsce-od-1050-lat-ukrywa-przed-polakami-ze-jestesmy-starozytnym-antycznym-wielkim-imperium/
Co tam Sacie Strylcie czy Richły tut jest : Zbucz, Szczyty (Scyty, Scytowie ???) – badajmy 🙂
To by dopiero było!!! Ja się badań nie podejmę ale może ktoś?
Historia to nie 200 czy 500 lat tutaj jest ciekawie :
https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/2016/04/22/poczet-krolow-lechii-kosciol-w-polsce-od-1050-lat-ukrywa-przed-polakami-ze-jestesmy-starozytnym-antycznym-wielkim-imperium/
Sławek, co raz lepsze ciekawostki odkopujesz 🙂 Chyba się zainspiruję.
Pani Anno, z niecierpliwością czekam na odkrycie tajników historii wsi Jaryłówka (2 km od Bobrownik) oraz tamtejszych pięknych okolic! pozdrawiam serdecznie
Rozejrzę się…to tereny, które sama muszę odkryć 🙂 Pozdrawiam i dziękuję za sugestię!
Dziadek mojego męża ma domek w Socach- niedaleko kapliczki. To miejsce ma w sobie niesamowity spokój, urok, piękno. Niby tak niedaleko od Białegostoku a zupełnie inny świat 🙂
Moim zdaniem to idealne miejsce do zresetowania się, nabrania dystansu do rozpędzonego świata. Może kiedyś wpadniemy na siebie w Socach 🙂 Pozdrawiam serdecznie
Jestem Macedończykiem mieszkającym w Polsce od ponad 25 lat i pomimo tego, że mieszkam w Wielkopolsce, często z żoną i dziećmi odwiedzamy Podlasie, w tym Supraśl, Hajnówkę, Grabarkę oraz wspomniane tu Soce, także Puchły, Trześciankę itp. Ogólnie bardzo żałuję, że urodziłem się na niespokojnych Bałkanach, a nie na Podlasiu – może nigdy bym stąd nie musiał wyjechać 🙂
Cudny ten blog Pani, zaraz przystępuję do czytania innych treści, co do mnie zapraszam do moich stron www czy blogów, których trochę mam w necie, ale uważam że nie jest w porządku reklamować się tu na Pani blogu bez aprobaty samej Autorki 🙂
Pozdrawiam serdecznie i już zabieram się ponownie do czytania!
PS: Formę „tebe” (pl. ciebie) spotyka się również w językach południowosłowiańskich (macedoński, bułgarski, serbski/chorwacki)…
Czy to jest w ogóle możliwe, że ja ten komentarz od Ciebie Zadravko – po roku zobaczyłam ? Możliwe niestety, gapa ze mnie! Jeżeli wciąż tu zaglądasz to serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za dobre słowo. A Moja Macedonia dodana do ulubionych i na buzę zapraszam do nas!
Dzieki Aniu za tak bliskie memu sercu zdjecia jestem wiera mieszkam w australii bratowa olga antoniuk okradla mnie z ojcowiznysprzedala po moich rodzicach zostali mnie tylko twe zdjecia czesto ogladam pryntuje pokazuje wszystkim niech bug ci blogoslawi
Wieś z mojego dzieciństwa. Wakacje w Socach, spędzane u dziadków to smak truskawek, chleba pieczonego przez babcię , zimnej wody ze studni. Miejsce gdzie atrakcją był sklep obwoźny.Zimą siedząc na leżance przy piecu słuchało się opowieści babci Nadzii i dziadka Bazyla. Dziękuję za artykuł i pozdrawiam ☺️
O tak…zimna woda ze studni 🙂 Pozdrawiam serdecznie krajankę! Ja to jeszcze pamiętam sklep stacjonarny w Socach 🙂